Po raz kolejny podzielę się z wami wrażeniami z moich pozaziemskich wypraw, z próby penetracji światów energetycznych. Tym razem będzie to spotkanie z inną cywilizacją, która wibruje wymiarem 12. Przypomnę, że człowiek jest zamknięty w 4 podstawowych wymiarach. Ten kto zaczyna się rozwijać poprzez budowanie w sobie światła, odbudowuje swoje człowieczeństwo – wkracza w wyższe wymiary energetyczne od poziomu 5 do 8. Od 9 rozpoczyna się świat duchowy. Spotkanie było dla mnie zaskakujące i niezwykle wzruszające (płakałam jak bóbr).
Oto moje przeżycia:



„Wyspa Miłości zeszła do mnie do domu. Tego, co przeżyłam nigdy nie zapomnę. Po zamknięciu oczu i ustawieniu, przerzuciło mnie nagle do pokoju moich małych córek, które już spały. W rogu pokoju, na przeciw wejścia stała piękna, świetlista postać. Szaty, ciało, oczy, wszystko było skąpane w gęstym, białym świetle z nutami błękitu. Wskazała dłonią na moje dzieci w zapytaniu, czy może. Powiedziałam: proszę. Wówczas podeszła do starszej córki i zaczęła w jej powłoce energetycznej wyrysowywać kształty, symbole. Przypominało to koła, tryby jakiegoś klucza – zamku. (Podobne do znaków z filmu, które kreślił Dr. Strange). Wiedziałam, że każdy okrąg jest na innym poziomie wymiaru, bo przez chwilę widziałam przekrój 3D. Jedne z okręgów były domknięte, pełne, inne wyraźnie z częściową luką, a pomiędzy okręgami symbole, wibrujące kwadraty. Mogły poruszać się w dowolnym kierunku, zarówno prawo-lewo, jak i góra-dół. Kombinacji było wiele i nie były przypadkowe. Klucz wniknął w moją córkę na wysokości głowy, szyi i górnej części klatki. Podobnie ISTOTA zrobiła z młodszą córką, choć klucz wyraźnie się różnił i wniknął na poziomie klatki, aż do dolnej części brzucha. Podeszła do mnie i na mnie również założyła znaki na poziomie głowy jak u starszej córki. Widziałam ją z bliska. Bez włosów (co nie odbierało jej urody), w długich szatach, z pięknymi świecącymi energią oczami. Bił od niej blask, spokój i oddanie. Przypisałam jej płeć kobiety, ale równie dobrze mogła być androgeniczna. Dostojna, majestatyczna, po prostu piękna. Nie znajduję innych słów, aby ją opisać.



Przed samą modlitwą poprosiłam Ojca o pomoc w rozwiązaniu moich spraw. I wtedy zeszła ONA. Podziękowałam i w pośpiechu podążyłam za modlitwą ku Wyspie Miłości. Istotne jednak nie było to, co tam przeżyłam, ale to, co wydarzyło się TU. Ale tego wówczas nie wiedziałam.
Rano, gdy mąż poszedł do pracy, a dziewczynki spały, zobaczyłam ją w drzwiach pokoju. Nie miała już świetlistych oczu, raczej ciemne, zgaszone. Podeszła do mnie siedzącej na rogówce, uklęknęła przede mną, położyła głowę na moich kolanach i odeszła. Umarła!!! Jakby jej życiowe baterie wyczerpały się. Złapałam ją, chciałam położyć. Nie wiedziałam co robić, bo sytuacja mnie zaskoczyła. Jednak z góry zeszły podobne do niej istoty, które ją zabrały. Powiedziałam tylko, że nie chciałam tego, że bardzo mi przykro. Istota odpowiedziała, że niepotrzebnie. Oni nie boją się odchodzić, nie towarzyszy im strach ani żal. Wibracja naszych przestrzeni jest dla nich zabójcza. Ona wiedziała co robi pozostając tutaj. A jednak przyszła, aby ze mną pobyć, na krótko, jedną noc.



Gdy to piszę nie umiem powstrzymać łez. Serce się zaciska w żalu nad ludzką małością. Nie wiemy czym jest miłość, nie potrafimy dawać, nie potrafimy odczuwać jedności ze Wszystkością. Żyjemy płytko ograniczając się do BRAKÓW i POTRZEB. My – duchowi zwyrodnialcy, tępi w pojmowaniu i widzeniu istoty rzeczy. Mówimy o miłości, ale nie mamy pojęcia, co to takiego.
Ktoś powie: POŚWIĘCENIE. Ale ja wiem, że to nie to. Tej istocie nie przyszłoby do głowy ocenić to w ten sposób. Ona w swej skromności nie szukałaby pompatycznych, wynoszących określeń. Usłyszała mnie i po prostu przyszła. Zrobiła co mogła, dała co mogła i odeszła. Świat zupełnie innych wartości niż nasz zszedł do mnie, aby pokazać, że to, co uważam za BRAK w obliczu TEGO jest NICZYM.



Wstyd mi za siebie, za całą naszą ziemską ludzkość. Poczułam pragnienie życia w tamtym świecie, ale drzwi dla mnie pozostają zamknięte, mimo, że uchyliły się na moment. Nie chcę tu być. Nie chcę żyć płytko, w ograniczeniu przez własną niedoskonałość. Nie wiem, co Bóg w nas widzi… Inne światy wyższe są zamknięte dla takich jak my. Jedna brama jest nieustannie otwarta: SERCE. Jeśli przez nią przejdziemy, wszystko co jest zawarte w Ojcu otworzy się dla nas. Ucieczka stąd wiedzie więc tylko przez jeden, wąski przesmyk, który przepuści jedynie pierwotny zarys nas samych – bez ludzkich słabości, mroków zwodniczego umysłu, bólu, cierpienia i chamstwa. Musimy porzucić ludzką małość, tępotę duchową i wszelkie ograniczenia fizyczne. Tacy nadzy, tacy mali, tacy niewinni zmieścimy się w świetle własnego serca, w uchu igielnym, w wąskim paśmie boskiego światła.
Nie zgromadziłam jeszcze wystarczającej ilości miłości do siebie i świata, ni mądrości i zrozumienia, by móc kroczyć drogą wiodącą do tej krainy. Pojęłam swoją małość i potrzebę pracy nad sobą, nad doskonałością. Tęsknota duszy za tym miejscem jest nieustanna i to ona nie pozwala mi spocząć, zatrzymać się w zaprogramowanym robocie. Otworzyć serce najszerzej jak się da, chłonąć życie, drugiego człowieka, zatopić się w radosnym tańcu namiętności, patrzeć na ten świat oczami jego konstruktora, z miłością, pasją, w kreatywnym porywie tworzenia – podpowiedzi nieustannie do mnie schodzą. ODZYSKAĆ SKRZYDŁA!



Odniesienie źródłowe: Z.J. Popko „Wyspa Miłości”