Przekaz: 21.10.2021 Ujrzałam dłoń Jezusa wyciągniętą do mnie. Był z mojej lewej strony. Musiałam wspiąć się po 4 schodkach, aby znaleźć się tam gdzie On. Przestrzeń wypełniona była biało niebieską energią. Wyglądało wszystko świetliście i rajsko. Po mojej prawej stronie ukazała się jakaś postać. Widziałam istotę wysoką, świetlistą z jasnymi, długimi, prostymi włosami. Na głowie miała koronę w kolorze starego złota. Rzucały się w oczy mocno zaznaczone brwi i rzęsy, ciemne i gęste. Obstawiam, że reprezentuje część męską, mimo swojej niewątpliwej cudownej urody. Jego długie, proste szaty przewiązane były złotą opaską. Obu mistrzów złapałam za ręce: Jezus po lewej, a nieznany mi przewodnik po prawej. Wówczas moja świadomość stała się obserwatorem dzięki czemu z dystansu przyglądałam się sobie. Okazało się, że nie byłam sobą jaką znam tylko kilkuletnim chłopcem z białymi, krótko przystrzyżonymi włoskami. Wspólnie weszliśmy w tę piękną, świetlistą przestrzeń. Dzięki jasnowiedzy  wiedziałam, że dziś jestem tu tylko wizytatorem, choć mieszkam tu od bardzo dawna. Szliśmy w biało niebieskiej mgle, aż do momentu, gdy naszym oczom ukazała się fontanna w stylu greckim. Kształtem przypominała kielich z wywiniętym brzegiem ku zewnętrzu. Woda tryskała do góry na jakiś metr, po czym ponownie wpadała do kielicha marszcząc biało kryształową taflę. Mój wzrok sięgał lekko ponad rant fontanny. Usłyszałam: Czas na serce!

Przewodnik mówił:

– Wiedziałaś, że schodząc na ziemię w niczym nie będziesz przypominać tego kim i czym jesteś Serce to punkt połączenia z ośrodkiem Wszystkiego. To przejście – brama na wejście i wyjście. Ważna jest więc jakość tego kim obecnie jesteś, aby owe wrota otworzyły się wystarczająco szeroko na to, by przeszło to co jest Prawdą Ciebie.

W tym momencie ujrzałam symbol: trójkąt złożony z wielu małych trójkątów. Usłyszałam: Baza.  Skupienie Jakości. Nagle w prawej ręce ujrzałam srebrny, mocno świecący kielich. Wiedziałam, że mam zaczerpnąć wody z fontanny i wypić. I jak na spontaniczne dziecko przystało, nim zdążyłam pomyśleć, zaczerpnęłam wody i ją wypiłam. W buzi rozszedł się zimny, rześki smak. W tym momencie urosły mi skrzydła i poczułam, że coś unosi mnie do góry. Jakaś ogromna postać trzymała mnie w dwóch palcach – jak łapie się motyla za skrzydła. Byłam trochę mniejsza od jego dłoni.  To był Bóg, a raczej jedna z Jego emanacji. Widziałam jak starzec z brodą, w ciemnym ubraniu z kapturem przygląda mi się z zaciekawieniem. Jego srebrno białe włosy i broda spływały po ciemnej szacie.

– Rozpoznajesz mnie Boże? – zapytałam bez żadnego skrępowania będąc ciągle tym małym, skrzydlatym chłopcem. Miałam wrażenie, że nie mogę kontrolować do końca tego co mówię.

– Znam wszystkie moje dzieci.

– Czy ja dorosłam?

– Nie, choć już tak.

– Nie rozumiem.

– Nie musisz.

– To co ja tu robię?

– Jesteś! I to mi się podoba! Usłyszałaś i Jesteś. Dlatego musiałem to zobaczyć, mimo, że to widziałem.

– Ja pier… – urwałam rozumiejąc, że byłoby to mocno niestosowne – Znowu zagadki.

Ja – chłopiec pacnęłam się przy tym dłonią w głowę z rezygnacją, jak to często robią dzieci, gdy podkreślają zniecierpliwienie lub gafę. Rozbawiło to szanownego Boga. Śmiał się gromko mrużąc przy tym swoje świetliste oczy. Uchylił usta, lecz gęste wąsiska zakrywały zęby. Cały czas trzymał mnie swoją prawą dłonią w powietrzu, a mimo to nie odczuwałam żadnego dyskomfortu. Zauważyłam, że w lewej ręce trzyma jakiś kij lub pastorał.  Na górze, na samym zwieńczeniu znajdowało się kryształowe jajo, które rozbłyskiwało światłem. Po chwili Bóg powiedział:

– Nie rozumiesz powiadasz…? A czy musisz?

– No nie wiem co lepsze. Ty mi powiedz! – moja śmiałość zaskakiwała mnie coraz bardziej.

– Nie musisz, choć czasami byłoby wskazane – spokojnie odpowiedział Ojciec.

– Czy mogę do ciebie wrócić? – jakaś nutka tęsknoty i nadziei pojawiła się w moim sercu i głosie.

– Ty nigdy nie odeszłaś więc powrót jest iluzją. Ciągle tu jesteś mimo, że myślisz, że ciebie tu nie ma. Oddzielenie nie istnieje. Nastąpiła ledwie emanacja, by zejść. Widzę dokładnie co się z tobą dzieje. Wszyscy to obserwują i całkiem nieźle się bawią.

– Hmmm… też bym się pobawiła.

– Ależ ty się bawisz. I to podwójnie!  I tu i tam. Mimo, że tu i tam zawiera się w Jednym.

– O matko! Znowu… – po raz kolejny wykazałam się dziecięcą spontanicznością.

– Nie chcę cię do niczego namawiać, ale skoro nie rozumiesz, to może warto zaufać? Mnie, a przede wszystkim sobie. Chcesz zobaczyć siebie tu?

– Oczywiście – odczułam szczere uradowanie chłopca. Choć po chwili wkradło się zwątpienie i strach przed tym co ujrzę.

Bóg postawił mnie na swojej dłoni po czym wyciągnął ją gdzieś w przestrzeń, przed siebie. Nagle zaczął wiać nie wiadomo skąd i co, ale coś co można by nazwać wiatrem, lecz nim nie było. Pod wpływem silnych podmuchów dłoń Boga oraz ja zaczęliśmy rozpraszać się w pył, cząsteczki, które pochłaniała przestrzeń, czerń, nieskończoność. Nie istnieliśmy, choć byliśmy. Staliśmy się przestrzenią mimo, że nas nie było. Bóg:

– Widzisz? Jesteśmy, choć nas nie ma. Jesteśmy wszystkim i niczym. Jesteśmy Jednym choć odrębnym. Ja jestem tobą, a ty jesteś mną. Ja wiem, że mogę wszystko. A ty? Jak uważasz?

– Mogę wszystko. To z logiki wypływa.

– Nie. Z serca. To punkt przerzutowy jaźni, naszych świadomości. Nie jestem świadomością, choć ją zawieram. Ty również. Poczuj stan BYCIA mimo nieistnienia.

Wówczas poczułam, że jestem punktem, czymś co emituje jakąś wibrację. Zaczęły ze mnie wychodzić fale jakbym stała się czymś co nadaje kod potwierdzający, że istnieję, pomimo, że mnie nie ma. To dowodziło temu, że Jestem. Bóg mówił:

– Jesteśmy wspólnym drganiem, wspólnym impulsem. A wszystko przez serce przepływa. Tam jest droga do przestrzeni, lecz pamiętaj, że jesteś drogą i przestrzenią, księgą i słowem, prawem i mocą, mechanizmem i funkcją. Tu wygrywa się melodia zwycięstwa. Zagraj więc swoją, niech rozbrzmiewa i niesie się przez nieskończoną przestrzeń, którą jesteś, mimo, że ciebie nie ma. Wrota – przesmyk do światła, lecz światłem jest wszystko, nawet najczarniejsza przestrzeń – wszystko posiada wspólny impuls światła. Dostrój się. Przypomnij sobie pierwotny oddech i impuls. Z serca wypływają odnóża, które wypełnia programowy zapis tego kim i czym jesteś oraz tego co możesz. A możesz wszystko, gdy odczujesz stan wszechistnienia i wszechobecności.

Po tych słowach ujrzałam siebie z pozycji obserwatora, z dystansu jako coś co przypominało świetlisty trzon i rozchodzące się na boki kręgi światła. Nazwałam  to widzenie: MOTYL, ale wiem, że tak naprawdę pokazano mi skąd wzięły się skrzydła. (Musiałam wyjść z widzenia)

Kontynuacja 22.10.2021

Ja:

– Boże, jesteś tam?

– Jestem jak zawsze i tam i tu.

– Coś sprawiło, że widzę ciągle zmieniające się różne formy brył. Poruszają się i zmieniają. Czy to święta geometria?

– Nie wiem, czy święta, bo nie wiem co przez to rozumiesz, ale machina ruszyła, a ty rejestrujesz ten ruch poprzez widzenie zmiany form.

– Symbole też widzę.

– I bardzo dobrze. Dostrój się. Płyń z tym. Nie próbuj zrozumieć, nie analizuj, po prostu płyń. Bądź wartką rzeką, która zawiera wszystko i nieustannie zmienia siebie, bo wszystko co zawiera ulega Prawu Zmian. (…)

(Tu ujrzałam złotą piramidę o podstawie trójkąta z okręgiem wokół wierzchołka. ) (…)

– To ledwie pierwsze zejście. Szanuj to co następuje, ale nie wymuszaj przyspieszenia. Baw się zachowując uważność. Replikuje się mózg i otwiera serce. Kolejny etap to będzie synchronizacja tychże ośrodków. Następnie nastąpi zespolenie. Obie struktury będą musiały się przeniknąć, by zaistnieć jako Jedno. Cały kosmos, wszechświaty odczuły ten ruch tak długo wyczekiwany. Jedni się radują a inni boją. Ja proponuję ciszę. Tam jest wszechmożliwość. Nauczyłaś się czynić cuda?

– Cuda? Jak?

– Przecież jesteś Mną, przestrzenią i sobą więc co stoi tobie na przeszkodzie?

– No nie wiem. Nie sprawdzałam. Chyba z obawy, że mi nie wyjdzie.

– To jak chcesz sprawdzić co należy poprawić? Poszukiwanie prób, technik i metod jest konieczne. Ćwicz swoje mięśnie, umysł, serce. Trzeba się zmusić do ruchu, działania, aby wszystkie struktury poszukiwały wspólnego pulsu, drgania do zaistnienia Jednym. Cudownie jest być tobą w tobie. A jak jest tobie ze mną we mnie?

– Zaraz sprawdzę. ( tu nastąpił cały koncert migających wzorów)

Coś we mnie mówiło jako wyższa forma mnie samej:

„Jestem światłem dla światła w świetle zrodzoną, w świetle otwartą i w światłem wypełnioną. Jestem Nią i Nim, bo wszystko się we mnie zawiera. Wszechistnienie mnie przenika i w trwaniu utrzymuje. Zawieram niezliczoną ilość konstrukcji, założeń, planów i możliwości. Trwanie poświęcam na doświadczanie i modyfikowanie siebie w każdym aspekcie. Wielość i pomnożenie mnie wypełnia nadając kierunek i ruch zmianom. Jestem falą i niefalą, drganiem i niedrganiem, a przede wszystkim wyborem własnych dokonań. Jestem ciekawy siebie, zjawisk, zmian i przekształceń mimo, że niczego nie oczekuję, bo sam dla siebie jestem nieskończonym odkrywaniem i zaspokajaniem. Nie muszę choć mogę, a skoro mogę to działam będąc w niedziałaniu. Trwanie jest moim spowiednikiem, a wieczność powiernikiem samo doświadczaniu. Wszystko co powielone ma swoje imię, zostało nazwane i przyporządkowane choć istnieje tylko jedno imię: JA. JA jest wszystkim i wszędzie. I tam trwam dotykając samego siebie.”

– Boże, będą tobą w tobie, przede wszystkim odczułam spokój i stan: NIC NIE MUSZĘ, który był równoważny  z potrzebą poznawania nowego.

– No widzisz. Nie było to trudne. Teraz, gdy twój mózg staje się światłem pracuj nad sercem. Ono musi być gotowe na zejście i zjednoczenie.

– Dobrze Ojcze. Tak zrobię.

Głos we mnie: „ Jestem Bogiem w Bogu i przez Boga uczynionym.”