Śmierć, której tak się boimy, to energia, moc, siła. Jest ukierunkowana, konkretna, ale nie jest zła. ŚMIERĆ istnieje na wiele sposobów i nie dotyczy tylko końca ciała fizycznego. Można doświadczyć śmierci przekonań, idei, związków oraz energetycznych końców samych siebie. Śmierć to przede wszystkim transformacja. Czasami, aby zrobić ewolucyjny krok musimy „uśmiercić – transformować” stare, by mogło stać się nowym.
Gdybyśmy nie umierali wielokrotnie, nie robilibyśmy postępów we własnej ewolucji na poziomie energetycznym i duchowym. Śmierć gwarantuje nam rozwój! Każda nowość, postęp jest uśmierceniem nas z przeszłości, nas starych, niedoskonałych – jest pogrzebaniem niepotrzebnych nawyków i wzorców.



Można pokusić się o przejęcie sterów w życiu obecnym „tu i teraz” pod warunkiem, że jesteśmy gotowi na odrzucenie swojej dotychczasowej niedoskonałej energetycznej warstwy. Zmiany mogą zajść tak daleko, jak mocno jesteście ugruntowani w człowieczeństwie, czyli w pokochaniu siebie i innych oraz wybaczeniu sobie i innym. Dokonać tego można w takim miejscu jak TERAŹNIEJSZOŚĆ.
Wyobraźcie sobie czas jako rzekę, która płynie wartkim nurtem. A teraz zobaczcie siebie w ogromnym, szklanym naczyniu zanurzonych w tej rzece. Powiedzmy, że obserwujecie przepływ czasu – zdarzeń, czyli nurtu z lewej do prawej, z przeszłości ku przyszłości. Wy, będący w naczyniu, znajdujecie się w teraźniejszości. Jedyne co możecie robić to obserwować. Niedobrze jest żyć przeszłością, ale niezakotwiczona przyszłość też nie gwarantuje sukcesu spełnienia – bo przyszłość nie istnieje. Przyszłość dzieje się DZIŚ, tu i teraz.



Ukochajcie śmierć z całych sił. Unoście się z nią w tańcu pełnym pasji i namiętności, bo to jest wielki sprzymierzeniec człowieka w ciągłej przebudowie i transformacji. Nasza planeta zapewnia swoim mieszkańcom nieustanną zmianę. Przyroda pięknie to odzwierciedla: od wiosny (odrodzenia) poprzez lato (rozkwit), jesień (umieranie) i zimę (ciszę). Umieranie i odradzanie trwa w małych i wielkich przełomach czasu: od codziennych zmian upodobań, czy charakteru po modyfikację siebie w dziesięcioleciach. Przechodzimy te procesy od zawsze, aby mieć możliwość doświadczania, uczenia się. Pamiętajcie, że możemy ten proces przechodzić po ciemnej stronie jak i jasnej. Zadbajcie o to, by jak najwięcej światła w was było, aby to pierwotna siła stwórcza kodowała nowe wzorce, bo tylko ona z lekkością i miłością, w poszanowaniu wolnej woli poprowadzi was ku doskonałości.
Na gruzowisku własnych kości zbudujcie siebie silnych, wolnych i odważnych, po to, by po chwili i z tego uczynić zgliszcza siebie niewystarczająco dobrych i mocnych. Szczebel po szczeblu wpinajcie się podążając ku pierwowzorowi: Złotemu Człowiekowi Adamowi. Wszystko jest etapem, momentem, chwilą, iskrą, która zapisuje się jako doświadczenie w Księdze Życia.



Czy wobec świadomości istnienia tego procesu ma sens przyzwyczajanie się do ludzi, miejsc, sytuacji, wyglądu ciała, materii? I co gorsza, warunkowanie swojego szczęścia od tego?
W medytacji modyfikujecie siebie pod kątem bycia lepszym i odrzucacie siebie starego, niedoskonałego. Jest to działanie w niedziałaniu. Silne i szybkie. Poniżej prezentuję wam moje doświadczenie z tej medytacji:
Ponieważ ciężko mi było umieścić siebie w przestrzeni TU I TERAZ, poprosiłam siły duchowe o prowadzenie. Od razu przyszli: Jezus, świetlisto-biały z niebieskimi i granatowymi akcentami, który złapał mnie za lewą rękę oraz istota z prawej, znana jako Budda, mieniący się bielą i złotem. Obaj trzymali mnie za ręce i szliśmy przez kosmiczny krajobraz. Czasami migały panoramy jakiś miast. Szliśmy dość szybko, aż gwiazdy swoim światłem utworzyły linie.



Nagle zatrzymaliśmy się i usiedliśmy w trójkącie w odległości 1m jeden od drugiego. Jezus narysował klepsydrę, a w niej, w samym zwężeniu kropkę. — Tu jesteśmy. W ziarnie piasku zatrzymanym w czasie, pomiędzy było, a będzie.
Budda nic nie mówił tylko wyciągnął obie dłonie wnętrzem do góry, z których popłynęło światło łączące jego dłonie łukiem. Ja i Jezus zrobiliśmy to samo. Światło było szybko przepływającymi kręgami po torze ruchu. Po czym każde z nas skrzyżowało ręce przed sobą (prawa ręka na górze, lewa pod nią) układając dłonie wnętrzem na zewnątrz. Wówczas wypływające z dłoni światło połączyło nas. Światło mojej lewej ręki połączyło się ze światłem prawej dłoni Buddy, światło jego lewej ręki połączyło się ze światłem prawej dłoni Jezusa, by jego światło lewej dłoni pobiegło i połączyło się z moim z prawej dłoni. Natomiast moja prawa dłoń skierowana ku Jezusowi analogicznie połączyła się z jego lewą dłonią itd.
Pokazali mi to w formie schematu : trójkąt z pętelkami w rogach (od skrzyżowanych rąk), skierowany jednym kątem- rogiem w dół (czyli Ja). Usłyszałam:
– ENERGIA I MOC SCHODZĄCA.
Powstało energetyczne połączenie między nami. W środek naszego trójkąta zeszło światło, które wyłoniło kryształ. Kryształ wyświetlił mnie: hologram. Jezus powiedział:
– ZMIENIAJ.
W sumie, to na początku nie miałam pomysłu na zmiany. Wiecie, taka ludzka natura, że narzekać łatwo, a jak trzeba coś zmienić to „zatkało kakao”.
Otrząsnęłam się i powprowadzałam zmiany w sobie. Kryształ wyświetlił każdą zmianę. Zapytałam czy to już, a Jezus powiedział, że zmiany zaszły w 70%, ponieważ za mało siebie kocham. Wtedy pokazał mi moment, gdy się urodziłam. Byłam upragniona przez mamę, jej miłość uświadomiła mi, że jestem cudem dla niej i dla świata (nie mogła mieć dzieci i długo się starała, aż wymodliła cud). No i JESTEM. Natępnie musiałam jeszcze sobie wybaczyć. Wzięłam siebie, noworodka, na ręce i powiedziałam :
– Wybaczam sobie wszystko to, co uczynione przeze mnie przeciw prawu Ojca było, jest i będzie, gdyż tylko ON jest jedynym Prawem.
I dopiero wtedy Jezus poważnym głosem powiedział :
– ZASIEWAM I DAJĘ – odpowiedziałam:
– A JA BIORĘ – po czym we troje powiedzieliśmy
– NA ŚWIADECTWO PRAWDY I ŻYCIA WIECZNEGO (nie pytajcie mnie skąd wiedziałam, co mam mówić). Po czym słyszałam jeszcze :
– PRZYMIERZE DUCHA I MATERII, PRZEJAW ŻYCIA I ŚMIERCI, JEDNOŚĆ.
Jezus pokazał mi jeszcze ziarno życia spoza rzeczywistości, które było energetycznym okręgiem, w którym została zawarta wszystkość. Z tego koła zaczęły wyłaniać się inne energetyczne koła, które wpuszczane w ruch utworzyły świetlistą kulę. Okręgi obracały się tak szybko, że kula, czyli ziarno życia zniknęło. Życia nie widać w swej pierwotnej formie, a jednak istnieje. Jesteśmy jego świadectwem.
Wyprowadził mnie Jezus w przestrzeń, coś w rodzaju kosmosu, ale tu wszystko było bardziej energetyczne. Poruszyłam głową w lewo i dostałam podpowiedź, że tu mój ruch głowy trwał tysiące lat, ale tam gdzie nie ma czasu, nikt się nim nie przejmuje.
Miałam jeszcze inne podpowiadające sceny, czasami po pięć jednocześnie, ale nie sposób tego opisać.



Schemat trójkąta z pętelkami i kółkiem w środku wygląda jak powyżej. To moja przestrzeń teraźniejszości zatrzymana w „międzyczasowymiarze”. Wygląda jak kobiece łono z ziarnem. Cudowne.
Jezus mi powiedział :
– Zmieniaj, bo wszystko, co zmieniasz już zostało zmienione
I to jest właśnie „działanie w niedziałaniu”. Wystarczy intencja, szczera chęć, by zmienić chore w zdrowe, nieszczęście w szczęście.