W życiu spotykają i dotykają nas różne sytuacje, które nadają nam określoną formę, jakość, cechy. Poniżej podano mi coś, co ma być uniwersalną nakładką dla większości z nas. Wszystko po to, by właściwie zrozumieć, pojąć, wybaczyć i obudzić się w CUDZIE, którym jesteśmy.

Gdy jesteś ustawiony na cel,  a droga  długa i mozolna…. Idziesz,  idziesz, wspinasz się,  zimny deszcz smaga twarz, mróz ścina wodę,  Idziesz wolno, krok za krokiem.  Walczysz ze sobą,  ze słabością.  Motywujesz się obietnicami: co zrobisz, gdy już dojdziesz… Budujesz marzenia, tworzysz wewnętrzne obrazy widzenia i odczuwania tego, czego pragniesz. Nawet nie zauważasz,  że środowisko się zmienia. Z lodu trafiasz w ogień. Żar wypala resztki ciebie. Masz jednak wizję i wiesz, że chcesz,  że obiecałeś,  że musisz… Tak głęboko brniesz w trudzie,  że nie zauważasz,  że tracisz siebie,  pierwotny zamysł celu, i że zadowalasz się półśrodkami, zamiennikami. Nie masz już pojęcia,  co było na początku! Kto stworzył pragnienie? Ty? A może pragnienie stworzyło ciebie? Próbujesz sobie przypomnieć. Następuje wszechogarniający stan niepamięci, po co „Się Jest”. Napięcia, naciski zmieniają,  przekształcają,  naginają prawdę o tobie. Zatracasz się. Uśmiechasz się,  ale to grymas rozpaczy. O co tu chodzi? Kim jesteś? Gdzie idziesz? Rozglądasz się i zastanawiasz,  czy o to ci chodziło? Robisz  małe podsumowania,  rekonesans możliwości. Ruszasz dalej. Masz wrażenie,  że się topisz. Toniesz w oczekiwaniach innych wobec ciebie, rozczarowaniach,  naciskach otoczenia, palącej goryczy… Dopingujesz: MUSISZ! MUSISZ! Echo długo brzmi w krętych uliczkach myśli. Ulegasz. Bo nie wypada,  bo tak będzie lepiej. Dla kogo? Już nie rozpoznajesz. Dla wygody innych? Mają patent, klucz do ciebie, kod dojścia do słabości,  wrażliwości,  delikatności… Mają cię! Ale ty nadal o tym nie wiesz. Wykorzystują odwracając przeciwko tobie to co najcenniejsze – człowieczeństwo. Ratujesz się pocieszeniem, pseudo przyjaciółmi,  alkoholem… Tanią rozrywką. Ukojenie chwilowe – choć niektórych zatrzymuje na całe życie. Ty wiesz,  że to nie TO.  Potrzeba ci więcej.  Tylko czego? Nie potrafisz określić. Serce rozrywa tęsknota za czymś nienazwanym, ludźmi, miejscem, doznaniem. Odczuwasz brak. Próbujesz go zaspokoić na różne sposoby. Brak pozostaje brakiem. Ulegasz POSZUKIWANIU. To bezpieczniejsze od GŁODU. On dominuje,  przejmuje kontrolę. Cięgle i ciągle występuje pragnienie akceptacji,  kochania,  posiadania,  rozumienia,  wiedzy, działania, bycia najlepszym,  niedoścignionym,  perfekcyjnym. I tak mija czas. Czynnik odmierzający przepływ ciebie przez ten świat. Biegniesz,  przystajesz, klękasz… by wstać. Rozrywa cię łkanie. Twoje własne? Niemożliwe! Słyszysz dziecko. To ty?! O matko! Co się dzieje?!!! Wchodzisz w etap WINY.  Kto mi to zrobił? Ja, on, ona,  świat,  Bóg!!! Tylu przeciw mnie! Ależ ja chciałem dobrze… czemu ktoś odebrał mi siebie?
Dostawać, dawać i zabierać, otrzymywać… Każdego dnia coś dostałeś,  ale również dałeś i zabrałeś. Dajesz uśmiech, dobre słowo,  ale czasami odbierasz komuś marzenie,  widzenie, interpretację, poprawność, moc,  tworzenie… Złodziej! Pozwoliłeś okraść siebie więc teraz ty okradasz,  odzierasz brata z jego tęsknot, pragnień,  czy potrzeb. Widzisz w nim bzdurę,  iluzję,  kłamstwo. Wkrada się lekceważenie. A w sobie, co widzisz? Strach spojrzeć w lustro. Boisz się siebie,  tego kim się stałeś. To nie ja – myślisz – to ktoś inny podszywa się pode mnie. Oddziela was morze łez,  niespełnionych marzeń,  nadziei, upadków, straconych miłości,  zawodów… I gdy tak leżysz w spazmie własnej małości, w umyśle ponownie przerabianych lekcji,  gdy rozważasz co mogłeś zrobić lepiej,  zanurzasz się jeszcze głębiej w bagnie przeszłości bez końca… Ty wiesz,  ty znasz odpowiedź: Nic nie mogłeś zrobić!!! Wszystkie zdarzenia,  momenty i upadki prowadziły ciebie do tego momentu,  do tej chwili. Cała zaszłość utworzyła ciebie takim po to, by obudzić cię na dnie siebie samego. By usłyszeć głos:
„Człowieku, na dnie leżący, mówię ci wstań! Nie stworzyłem Ja ciebie z garbem niemożliwego. Nie odciąłem ci Ja skrzydeł, dziecku swemu. Nie upodliłem i nie kazałem przepraszać za swoje kalectwo. Nie odebrałem Ci nic, co pierwej dałem. I nie widzę w tobie winy,  którą dziś czujesz. Dałem Ci Ja światło i światło widzę. Dałem ci Ja moc i moc czuję. Dałem ci Ja miłość,  wolność i godność Mojego Syna. Tyś jest przecie Nim. Spraw,  aby „nienazwane” stało się nazwanym,  by na powrót było niepojętym. Mówię ci wstań i zapłoń ogniem mojego Jestestwa. Masz godne pochodzenie i ukaż światu prawdę. Dałem Ci piękno samego Mnie. Tam zawarte jest wszystko co Światłem zwiecie. Ja płonę Gorejącym Ogniem Przeznaczenia. To ognień zmiany,  ogień przemiany, pole moich pragnień i dążeń. Wypal wszelkie małości,  niespełnienia,  rozczarowania. To nie twoje. Twoja jest ta zbroja,  miecz i chwała. Na ustach twoich dziś Moje/Twoje imię. Wypowiedz je i idź. Uczyń z niego Tarczę. Jej nikt nie pokona,  nie zmoże,  bom Ja ją uczynił. Rozpostrzyj skrzydła twego Ojca i leć. I już nigdy więcej nie uginaj się pod naporem „NieMoich” słów. Moje są piękne,  Moje budują i mocy dodają, Moje tworzą i w światło zbawienia zmieniają. Słysz co Moje,  ujrzyj co Moje i działaj jak Ja działam. A Ja daję i rozsiewam Ziarno Przypomnienia o pięknie,  dobru i miłości. Kto na mnie się powołuje,  a drugiemu godność odbiera, ten pod moim płaszczem się nie skryje. Musi ujrzeć prawdę o swojej niegodziwości, nieprawości i małości w świetle. Godni podają rękę i brata podnoszą,  do światła wiodą i o jego pięknie przypominają, z zapomnienia wyrywają,  ze snu budzą. Marność nad marnościami ten świat wypełniła,  a to kraina Bogów żywa. Pełna kwiecia,  owoców i dostatkiem napełniona,  na przyjęcie Króla Królów gotowa. Pokłoń się wszystkiemu co tu stworzone,  bo to Moją miłością wypełnione. Podążaj za mym głosem,  śpiewem ptaków,  wiatru powiewem i nie lękaj się o nic. Wszystko gotowe. Trwaj w wielkości i Ogniem Gorejącym świat wypełniaj. W nim moc samego źródła zawarta. Kody Nowego Początku rozsiewaj,  aby dzień przebudzenia przybliżyć. Tyś jest Moją ręką,  mocą i odrodzeniem. Spłyń na świat ukojeniem Gorejącego Światła,  aż dywan powstanie, po którym moje dzieci do mnie powrócą. Nie będzie litości dla czarnego smoka,  co ten świat przejął,  moje dzieci do upadku doprowadził i świat im odebrał. Wielogłowa hybryda zła już się nie podniesie. Łeb po łbie tracić będzie,  a wściekłość jego w niczym mu nie pomoże. Kto podnosi rękę na dzieło mojego stworzenia ten ją niechybnie straci. Już dość! Mówię,  wystarczy! Cierpienia moich dzieci odczuwam całym sobą. Słyszę,  widzę i czuję co one,  bo w nich się zawarłem. Stań się,  abym Ja się Stał! Tego pragnę dla ciebie synu,  dla twojego wybawienia i odrodzenia. Trwaj przy moim boku po wsze czasy,  a uraduje się serce moje. Wróć do mnie moje dziecię, bo sercu tęskno!”

„Odrodzony Synu Ojca Swego

Od zła Wybawionego

Na tronie u boku Najwyższego posadzonego

Ukoronowanego, przez Życie Wieczne Zbawionego

Ciebie dzisiaj w swych ramionach witam

Każdą cząstką się zachwycam

Sadzam Ciebie po mej Prawicy

Wybijam monetę w Boskiej Mennicy

Tam symbol połączenia utrwalon

Akt Bliskości pochwalon

Moc budzenia mu nadaję

Prawo i Prawdę zadaję

Nowy Ład i Porządek głoszę

Sprawiedliwych na chwałę wynoszę

Pieczętuję i uświęcam ten znak

Aby Światłem wypełniał jego brak

Kompletny każdy w doskonałości być musi

Tylko tak czerń zła w sobie zdusi

Zapłoń Ogniem Połączenia

Gorejącym Światłem Zbawienia

Rozdaj święty ogień całemu światu

Niech zaiskrzy w sercu twemu bratu

Wzór połączenia pomnożony w wielości

Jest potwierdzeniem mojej wielkości

Pieczęć połączenie początku i końca zawiera

I drzwi tajne do mojego świata otwiera

Tu dziateczki skryć się mogą

Przed ciemności podłą pożogą

Nagięcie niemożliwego dla Syna jest proste

Czystym, krystalicznym do mnie pomostem

Synu wykonaj dla mnie to dzieło

By Nowe Życie się rozpoczęło

Wedle mnie, Boga Ojca Wszystkości

Który stworzył wszystko w bezkresie miłości”

Symbol w przygotowaniu. Pokażę go na pozwolenie Prowadzącego.