Zauważyłam, że choroby, które spadają na człowieka nagle (brzmiące jak wyrok) odbierają nie tylko przyszłość, ale również teraźniejszość (choć tak naprawdę teraźniejszość to przyszłość, ale to inny temat). Poza tym zauważyłam, że większość osób z nieuleczalnymi chorobami hołubi je, stawia na piedestale i ciągle bije jej pokłony. Nie mogę zrobić tego… bo jestem chory, czego wymagasz ode mnie… jestem chory, z czego mam się śmiać… jestem chory itd. A najciekawszą grupą są ci, co wręcz się cieszą, że ONA jest, (wiem, trudno uwierzyć) mogą się pochwalić, bo przecież współczuć trzeba i pogadać jest o czym, o cierpieniu, o leczeniu, o konowałach, o kolejkach do badań. Noooo… całe życie wypełnia choroba. Na nic nie starcza miejsca, ani na partnera i jego potrzeby, na przyjaciół i ich potrzeby, na rodzinę, na zabawę, na bycie, na życie, na radość, na śmiech, na pracę, na rozwój, na taniec, na spacery, na doświadczanie tego co jest. Nie ma nic, ale za to jest CHOROBA. Najukochańsza, wierna, nigdy nie opuści (mimo, że rani), każdego dnia się wita i żegna, i czuwa w czasie snu. Wzruszyć się można. Wiem, że za chwile, ktoś powie: ciebie TO nie dotyczy, nie wiesz jak to jest, gdy codziennie boli, gdy nic się nie chce, gdy wokół beznadzieja. A ja na to: Żyję energią, manipuluję energią więc  najwyższym dobrem dla mnie jest stan OBECNOŚCI, stan JESTEM. A gdy trwam w  JESTEM, to widzę więcej – moja ŚWIADOMOŚĆ występuje w roli OBSERWATORA. Wówczas dostrzegam niewłaściwe postawy, role i emocje.

Ponieważ staram się pomagać ludziom, ustawiać ich w przestrzeni, na ścieżkach życiowych i uzdrowić myślenie, umysł, emocje no i ciało fizyczne, potrafię powiedzieć dużo na temat osób  chorujących. Owszem, spotykam nieliczną grupę chorych współpracujących (Boże, dziękuję ci za to, że pozwalają sobie pomóc!), którym się chce być, chce żyć i doświadczać. Cudownie jest obserwować ich zmagania, postępy, rozwój i co najważniejsze: RADOŚĆ! W takich chwilach czuję się potrzebna i zespolona ze światem. Kocham tę robotę!!! Wśród moich znajomych również mam osoby chore m.in. z SM, czy bocznym zanikiem mięśni. Szczerze ze sobą rozmawiamy i gdy mogę to podpowiadam coś nie coś o ich postawie. Oczywiście są tacy, którzy pragną zmian w sobie oraz tacy, którzy nie chcą widzieć prawdy o sobie.

Dziwna zależność zaobserwowana przez mnie to taka, że ludzie dobrzy nie tracą światła w obliczu choroby, ale źli ludzie stają się jeszcze bardziej pochłonięci przez zło. Jakoś dziwnie choroba tę ciemność potęguje. Obserwuję jak cała rodzina jest sterroryzowana, niszczona, upadlana przez chorego. Padają słowa zniewagi, niekończących się roszczeń i oczekiwań. Totalnie zniewolenie człowieka. Poczucie obowiązku wobec bliskiego z rodziny nie pozwala im się wyrwać z karuzeli zła. Płaczą z bezsilności po nocach, by podnieść się na kolejne wezwanie „czarnego pana”.

Choroba może dużo zabrać, a niektórym wszystko. Mogę pomóc tylko tym, którzy chcą zmian, którzy współpracują i walczą o radosną codzienność. Bo tak naprawdę choroba weźmie tyle, ile pozwolisz sobie odebrać. Życie to nie tylko sprawne i piękne ciało fizyczne. Życie to stan odczuwania wszystkiego co jest. Nie możesz chodzić? A możesz „odczuć” jak chodzisz? Gdy nauczysz się już odczuwać, umieść ten żywy obraz na Polu Marzeń. Tak, tak, jest takie pole w przestrzeni wyobraźni, a z niego krok dzieli od Pola Zmian. Zapomniałeś o marzeniach??? Oj to niedobrze!!! Stań się dzieckiem i wyobraź sobie, że Bóg ci podarował klocki lego. To są nietypowe klocki, bardziej gotowe formy znanych ci elementów życia. Zbuduj sobie dom w miejscu, które da ci szczęście, otocz ludźmi, którzy wniosą wartość do życia (wartość dodaną), wstaw auto, w kolorze jakim chcesz, posadź las, utwórz łąkę i w tym wszystkim umieść siebie: biegającego, radosnego, spełnionego, którego zachwyca samo życie. Nie możesz chodzić? A tu możesz! Stwórz potężną energetyczną kopię samego siebie. Ona nigdy nie zachoruje, nie zbłądzi, nie zawiedzie. Kolos przepełniony światłem poprowadzi cię przez „wszystkomożliwość”.

Podsumowując zadbaj o jakość twojego życia dzisiaj. Jeśli DZIŚ możesz jeszcze ruszyć ręką, to stwórz za pomocą niej piękne rzeczy, z których będziesz dumny, gdy już nie dasz rady jej podnieść. Możesz operować ustami? Twórz słowa, które popłyną w świat na wysokiej wibracyjnej fali. Niech dają innym spełnienie, niech zmieniają, niech mają moc czynienia dobra. Możesz myśleć? Cudownie! Niech powstaną w twoim umyśle najpiękniejsze obrazy o tobie samym jak i o innych ludziach. Tego nikt ci nie zabierze! Mało tego – nie potrzebujesz do tego ciała. Tam, w tobie, w twojej wewnętrznej głębi żyje i czeka na otwarcie wrót: ŚWIADOMOŚĆ, żywa cząstka samego Boga, doskonała forma ciebie. Żyje poza czasem i przestrzenią, niczym nieograniczona, wolna. Połączy twoje wnętrze z zewnętrzem. Uznaje tylko wysokie wibracje. A ten, kto obudzi świadomość, ten dozna wolności w wymiarach wysokoenergetycznych i duchowych.

Pamiętajmy, że istota ludzka jest bardzo złożona w swej naturze. Ciało fizyczne to zaledwie 2% tego, czym jest człowiek. Resztę wypełnia energia i duchowość. W takim razie, jeśli ktoś koncentruje się tylko na ciele fizycznym i uważa, że  ono ogranicza, nie pozwala w pełni przeżyć życia to jest bardzo ubogi w wewnętrzne kolory. Może nie robił tego, bo nie wiedział, że może. A ja ci mówię: możesz! Bóg nie będzie cię pytał o przeszkody, ale o twoje sukcesy. Każdy z nas ma coś do przepracowania: jedni ciało, inni umysł, a jeszcze inni emocje, czy psychikę. Wszystko jest ważne, niczego nie można zaniedbać. Gdy pojawia się choroba i co gorsza staje na piedestale, to znaczy, że coś jest poza JEDNOŚCIĄ, jakiś element człowieka, żyje w oddzieleniu. Poszukaj tego braku, tego oddzielenia, a być może postawisz na piedestale prawdziwego siebie: ŚWIADOMOŚĆ. Zrozumiesz, ile barw ma życie, ile daje, jak ciekawą może stać się egzystencja. Życie nigdy się nie kończy. Kończy się ciało fizyczne (bateria słabnie), ale życie trwa nadal. Ono pokonuje czas i przestrzeń i ciągle trwa, aż odnajdziemy samych siebie, doskonałych w przestworzach stworzonych dla Zwycięzców. Tego nam wszystkim życzę.

Zastanów się, do której grupy należysz… Żyjących w radości i podziwiających cud życia? do upierdliwców, wykańczających rodzinę? do wielbicieli, droczących się z chorobą jak z kochanką? Czy do tych, dla których życie się już skończyło? To, co stwierdzisz, jest na tę chwilę. A to, co będzie PO TEJ CHWILI należy do ciebie.

A teraz ćwiczenie dla „piedestałowców”. Ujrzyj chorobę na najwyższym podium. Może wyglądać jak ty, albo jak breja klejącego błota. Spójrz na nią z niskiego poziomu, poziomu pokonanego. To już ostatni raz tak na nią patrzysz. Poczuj jak rośniesz, jak unosisz się coraz wyżej i wyżej. To twoja ŚWIADOMOŚĆ pomaga ci odnaleźć się w przestrzeni. Ona może wszystko więc przyjmij co daje. A wręcza ci ogromny kij bejsbolowy. I patrzysz z góry na to choróbsko chełpiące się wielkością, i czujesz, że dość już tego, że masz moc, że chcesz żyć, że możesz ubarwić ten świat. I wal!!! Z całej siły! I zobacz jak ta breja rozpłaszcza się w przestrzeni, by zniknąć. Teraz ty stajesz na podium z numerem 1. Ty człowiek, ty czysta kreacja, ty wielkość i doskonałość, ty moc! Odtwarzaj w sobie to działanie, aż do dnia, w którym zamykając oczy poczujesz każdą cząstką, że stoisz na piedestale. Stałeś się ZWYCIĘZCĄ KOCHAJĄCYM ŻYCIE!