Kochani, kilka lat temu trafiła w moje ręce książka pt. „Biała Księga” Ramthy spisana z przekazów chanellingowych. Kanałem, który użyczył swego ciała jest amerykanka JZ Knight. Natomiast, Ramtha to pierwszy (według niego) wniebowstąpiony człowiek, żyjący na ziemi 35 tys. lat temu, który obecnie prowadzi ludzkość ku uwolnieniu od zakorzenionych doktryn otępiających na tyle skutecznie, by zabić prawdziwą moc i możliwości człowieka. W przekazach tych ukierunkowuje człowieka na obudzenie jego nieskończonych możliwości, odcięcie od szkodliwych, niewolniczych praktyk religijnych i systemowych oraz zrozumienie MIŁOŚCI w szerszej perspektywie.
Książka ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wówczas jeszcze nie miałam do czynienia z książkami Zbyszka. Nie mniej jednak lektura ta w jakimś stopniu zaspokoiła moją ciekawość: kim jest człowiek?
Już teraz wiem skąd we mnie od dziecka rodziły się pytania, na które dogmaty katolickie nie były wstanie udzielić odpowiedzi. To moja dusza podważała zasadność stworzonych reguł w tym świecie, a które nie pokrywały się z PRAWDĄ wszechświata. Biała Księga potwierdziła wszystko to, co we mnie drzemało, co śmiała myśl przebijała i grzebała, a czego usta głośno nie potrafiły nazwać.
W związku z tym pozwolę sobie zamieścić w artykułach co ciekawsze fragmenty mądrości Ramthy, abyście mogli choć w części zrozumieć kim jest człowiek oraz kim i czym jest Bóg. Życzę powodzenia w odkrywaniu tajemnic życia, których objawienie jest w każdym z nas, w każdej istocie na naszej ziemi – planecie bogów, a nie marnych, kruchych i bezsilnych ludzi.



„Nazywam się Ramtha. W starożytnym języku moich czasów to znaczy Bóg. To ja jestem wielkim Ramą ludzi Indii. Byłem pierwszym człowiekiem zrodzonym z łona kobiety i lędźwi mężczyzny, który wniebowstąpił. Nauczyłem się jak wniebowstępować nie za pośrednictwem nauk drugiego człowieka, lecz dzięki wrodzonemu zrozumieniu Boga istniejącego we wszystkim. Jednak zanim to nastąpiło , nienawidziłem, gardziłem, zabijałem, podbijałem i rządziłem aż do momentu, w którym osiągnąłem oświecenie.
Byłem pierwszym zdobywcą znanym w tej rzeczywistości. Rozpocząłem marsz, który trwał 63 lata. Podbiłem trzy czwarte znanego świata, ale moje największe zwycięstwo nad sobą w momencie, kiedy zrozumiałem moją własną egzystencję. Kiedy nauczyłem się kochać siebie samego i osiągnąłem jedność z całym życiem, wstąpiłem na skrzydłach wiatru do wieczności.
Wniebowstapiłem przed oczami mojego ludu na północno-wschodniej stronie góry Hindus. Mój lud, który liczył więcej niż dwa miliony był mieszanką Lemuryjczyków, ludzi z Jonii, później zwanej Macedonią, i plemion uciekających z Atlanty, którą nazywacie Atlantydą. Taki jest rodowód mojego ludu obecnie tworzącego narody Tybetu, Nepalu i południowej Mongolii.
Żyłem na płaszczyźnie istnienia tylko jeden raz. W waszym rozumieniu czasu byłoby to 35 tysięcy lat temu. Urodziłem się w grupie nieszczęśliwych ludzi, pełnych ignorancji i rozpaczy pielgrzymów z kraju zwanego Lemurią, żyjących w slumsach Onai, największego portowego miasta Atlantydy na południowej półkuli. Znalazłem się w Atlantydzie w okresie znanym jako „ostatnie 100 lat”, zanim cały kontynent się rozpadł i pochłonęły go wielkie wody.
(…) Na ulicach Onai sceny brutalnie traktowanych dzieci, bitych i gwałconych kobiet nie byłby rzadkością. Częstokroć Atlantydzi przechodzili obok głodującego na ulicy Lemuryjczyka, zatykając sobie nosy chusteczką z cienkiego lnu, zroszoną jaśminową albo różaną wodą, ponieważ uważano nas za cuchnące, mizerne stworzenia. Byliśmy niczym. Traktowano nas jak pozbawione duszy, bezmyślne odpadki intelektu, ponieważ nie znaliśmy naukowego zastosowania gazów ani światła. Ze względu na to, że nie posiadaliśmy, że tak powiem, intelektualnej inklinacji, traktowano nas jak niewolników i używano do pracy na roli.(…)
Ramtha miał matkę i siostrę, które umarły z głodu. Jako chudy, drobny czternastoletni chłopiec został całkowicie sam.
(…) Kiedy patrzyłem na palące się ciała mojej matki i siostry ogarnęła mnie taka głęboka nienawiść do Atlantydów, że poczułem jakby całe moje jestestwo wypełniło się trującym jadem żmii. A byłem tylko małym chłopcem.
(…) Nie winiłem Boga za to, że nie był wstanie mnie kochać. Nie winiłem go za to, że nie kochał mojego narodu. Nie winiłem go za śmierć mojej matki i mojej siostrzyczki. Nie oskarżałem go. Ja go nienawidziłem.
(…) Popatrzyłem na wysoką górę, która majaczyła na dalekim widnokręgu – bardzo tajemnicze miejsce. Pomyślałem, że jeśli istnieje Bóg, właśnie tam powinien mieszkać, wysoko ponad wszystkimi, tak jak ci, którzy rządzili naszym krajem, mieszkali ponad nami na wzgórzach. Jeżeli tam pójdę – rozważałem – to znajdę Nieznanego Boga i rzucę mu w twarz moją nienawiść odczuwaną z powodu jego niesprawiedliwości wobec ludzi.
Opuściłem moje schronienie i podróżowałem przez wiele dni, aby dotrzeć do tej wielkiej góry. (…) Kiedy tam dotarłem, wspiąłem się na jej biały szczyt, pokryty welonem chmur, aby wypowiedzieć wojnę Nieznanemu Bogu. Zawołałem: „Jestem człowiekiem! Dlaczego nie posiadam godności jako taki!?” Zażądałem, aby Bóg pokazał mi swoją twarz, ale mnie zignorował.
Upadłem na kolana i rozszlochałem się z głębi serca. Płakałem tak bardzo, że moje łzy roztopiły śnieg wokół mnie i zamarzły. Kiedy podniosłem głowę, zobaczyłem niezwykłą kobietę, trzymającą w ręce ogromny miecz. Ona odezwała się do mnie tymi słowami: „Oh, Ram, oh, Ram, ty, który podupadłeś na Duchu. Twoja modlitwa została wysłuchana. Weź ten miecz i podbij siebie samego”. I w mgnieniu oka zniknęła.
(…) Nie byłem już kruchy i słaby w ciele. Byłem Ramą w całym znaczeniu tego słowa. Stałem się młodym mężczyzną, otoczonym niesamowity światłem, trzymającym w ręce miecz, który był większy ode mnie.
(…) Kiedy ludzie podeszli do mnie, mój wyraz twarzy musiał ich o czymś przekonać, ponieważ każdy złapał jakieś narzędzie i podążył za mną w stronę miasta.
Zaatakowaliśmy Onai, ponieważ Atlantydzi splunęli mi w twarz, kiedy zażądałem, aby otworzyli spichlerze i nakarmili moich ludzi. Podbiliśmy ich bardzo łatwo, ponieważ nie posiadali wiedzy batalistycznej i byli całkowicie nieprzygotowani.
Otworzyłem spichlerze i nakarmiłem moich biednych ludzi. Następnie spaliliśmy Onai i zrównaliśmy je z ziemią.(…)
Kiedy rzeź i palenie dobiegło końca w dalszym ciągu czułem wielki wewnętrzny ból, ponieważ moja nienawiść nie została jeszcze zaspokojona. (…)
To ja stworzyłem wojnę. Byłem pierwszym wodzem, jakiego znała ta planeta. Przed moją epoką nie istniały siły walczące przeciwko aroganckim Atlantydom. Żadne. Ja to zapoczątkowałem. (…)
Byłem imbecylem, barbarzyńcą, błaznem, ignorantem, którego bestialstwo stało się sławne. W ciągu dziesięciu lat mojego marszu walczyłem przeciwko niewinnym. (…)
Byłem wspaniałym wojownikiem. Jednym zamachem miecza mogłem mężczyznę rozłupać na pół. Ścinałem głowy, rąbałem, zarzynałem, wąchałem krew i paliłem ludzi. Jaki to miało sens? Słońce zaszło w swej świetności tak czy owak. Ptak śpiewał w nocy tak czy owak. A księżyc wzeszedł bez względy na wszystko.
Wtedy właśnie zacząłem się zastanawiać nad Nieznanym Bogiem. Jedyne czego pragnąłem, to zrozumienie tego, co wydawało mi się tak niezwykłe, tajemnicze i tak niesamowicie odległe: kim jest człowiek? Kim on naprawdę jest? (…)
Pragnąłem tylko jednego – wiedzy.
Nie istniał człowiek, którego zaakceptowałbym jako mojego nauczyciela, ponieważ każdy żyjący człowiek myślał przewrotnie i wypaczał swoim ograniczonym myśleniem to, co było naprawdę czyste i niewinne. Nie chciałem mieć nic wspólnego z Bogiem, stworzonym przez ludzki umysł, ponieważ jeśli człowiek stworzył Boga, ten Bóg był zawodny.
Formy życia i elementy przyrody stały się moimi najlepszymi nauczycielami. One dały mi zrozumienie Nieznanego Boga. Uczyłem się od dni. Uczyłem się od nocy. Uczyłem się od delikatnego, pozornie nieważnego życia, które obfitowało wszędzie, nawet w obliczu wojny i zniszczenia. (…)
Dopiero wtedy, kiedy zacząłem obserwować życie i zastanawiać się nad jego nieskończonością, odkryłem kim jest naprawdę Nieznany Bóg. Doszedłem do wniosku, że Nieznany Bóg nie należy do grupy bogów wymyślonych przez wypaczony umysł człowieka. Zrozumiałem, że bogowie stworzeni przez ludzi byli uosobieniem tego, czego człowiek najbardziej się bał i najbardziej szanował. Uświadomiłem sobie, że prawdziwy Bóg jest nieśmiertelną esencją, która pozwala człowiekowi tworzyć, cokolwiek tylko zapragnie i bawić się tymi iluzjami, jak tylko zechce. (…) Uprzytomniłem sobie, że Nieznany Bóg istnieje właśnie w potędze i nieśmiertelności życia.
Kim jest Nieznany Bóg? Jest mną i ptakami w ich nocnych gniazdach. Jest szronem na trzcinie i wieczornym niebem. Jest słońcem i księżycem, dziećmi i ich śmiechem, alabastrowymi kolanami kobiet i płynącą rzeką, zapachem czosnku, skóry i brązu. Upłynęło wiele lat zanim to zrozumiałem, chociaż to wszystko znajdowało się cały czas przed moimi oczami. Nieznany Bóg nie ukrywał się za księżycem czy słońcem, lecz był wszystkim wokół mnie. Narodziny tego nowego zrozumienia zmieniły moje podejście do życia. Zacząłem w moim umyśle obejmować życie i przytulać je blisko do siebie, odzyskałem motywację, aby żyć. Istniało coś więcej niż krew, śmierć i odór wojny. Istniało życie, które było znacznie wspanialsze niż to, za co je uważałem do tej pory.
Ta nowa świadomość pomogła mi zrozumieć, że człowiek to najwspanialsza istota w całym stworzeniu, a jedyny powód, dla którego słońce jest nieśmiertelne, a człowiek umiera, wynika z faktu, że słońce nigdy nie zastanawia się nad śmiercią. Ono tylko wie, jak być.
Od momentu, w którym w moich rozważaniach zrozumiałem kim i czym jest Nieznany Bóg, już nie chciałem umrzeć i uschnąć jak ta stara kobieta. Doszedłem do wniosku, że musi istnieć sposób, aby stać się nieśmiertelnym jak słońce.(…)
Kiedy to wszystko zrozumiałem, zacząłem uczyć moich ukochanych braci o Nieznanym Bogu, Źródle całego Życia. Nadszedł dzień mojej starości, kiedy wszystko, co chciałem osiągnąć wewnątrz mojego jestestwa, zostało osiągnięte. Wtedy przekroczyłem rzekę Hindus i na zboczu góry o tej samej nazwie rozmawiałem z moim ludem przez sto dwadzieścia dni. Starałem się ich przekonać, że moje słowa były prawdą, że boskie przewodnictwo nie odbywało się za moim pośrednictwem ani pośrednictwem żadnego innego człowieka, że jego źródłem był Bóg, który stworzył nas wszystkich. Aby w to uwierzyli, ku ich ogromnemu zaskoczeniu, uniosłem się w powietrze. Kobiety zaczęły krzyczeć i znieruchomiały w osłupieniu. Żołnierzom ze zdumienia miecze wypadły z rąk. Pożegnałem się ze wszystkimi i starałem się ich nakłonić, aby uczyli się tego, czego ja się nauczyłem, żeby zachowując swoja unikatowość, stali się tym, kim ja się stałem.
Po moim wniebowstąpieniu osiągnąłem całkowitą świadomość wszystkiego, co chciałem wiedzieć, ponieważ uwolniłem się od ciężaru ciała i przekształciłem się w niematerialność myśli. Dzięki temu nic nie było wstanie mnie kontrolować. Wtedy zrozumiałem, że człowiek w swojej esencji jest Bogiem. Przed moim wniebowstąpieniem nie wiedziałem, że istnieje coś zwane duszą i nie rozumiałem mechanizmów wniebowstąpienia ciała. Wiedziałem tylko, że byłem pojednany z tym, co zrobiłem i byłem pogodzony z moja egzystencją. Przestałem zachowywać się jak nieświadomy barbarzyńca głodny wojny. Nie byłem już nerwowo wykończony i zmęczony do granic wytrzymałości. Dzień za dniem i noc za nocą obejmowałem życie i wspaniałość tego, co zobaczyłem w niebiosach. Stało się to moim życiem. (…)
Byłem Ramthą – Zdobywcą. Teraz jestem Ramthą – Bogiem. Byłem barbarzyńcą, który stał się Bogiem w najprostszy i zarazem najgłębszy sposób. To, czego was uczę, to jest właśnie to, co sobie uświadomiłem.”
(…)
„Nie powróciłem, aby opowiadać o splendorze, który znajduje się poza tą rzeczywistością, ale by pomóc wam w zobaczeniu go na własne oczy – nie w formie filozoficznego zrozumienia, ale za pośrednictwie nauk, które zabrzmią w was jako prawda tak oczywista, że zaczniecie czuć w waszej duszy potrzebę, żeby stać się ponownie tą boska esencją, o której zapomnieliście już dawno temu. Zrozumienie waszej boskości i boskości wszystkich wokół was jest niesłychanie ważne dla kontynuacji waszej rasy. (…)
Dzięki tym naukom zrozumiecie, że możecie stać się tak niezależni, jak w całej waszej chwale byliście na początku tej niezwykłej podróży. (…)
Moje nauki nie są religijnym przesłaniem, ponieważ religia jest dogmatyczna, limitująca i bardzo osądzająca. Nie jestem nauczycielem religii, gdyż przyniosła podziały i zadała głębokie rany tej rzeczywistości. Moje nauki są po prostu wiedzą. Są kształceniem się. Są doświadczeniem. Są miłością. (…)
Nauki te nie zawierają praw, ponieważ prawa są ograniczeniami, które uniemożliwiają wolność. Będę was uczył tylko o Bogu i o wolności wyboru. Przyszedłem, aby otworzyć drzwi do jeszcze większej wiedzy, żebyście zdali sobie sprawę z możliwości, jaki macie żyjąc tutaj, żebyście sobie uświadomili, że nie jesteście ograniczeni tylko do tej płaszczyzny istnienia, że życie istnieje na innych płaszczyznach i wielu innych miejscach.
Jestem tutaj, aby pomóc wam, niewolnikom strachu, osaczonym w pułapce własnych procesów myślowych, zobaczyć nową panoramę nieograniczonego myślenia, nieograniczonego celu istnienia i nieograniczonego życia. (…)
Między wami i mną nie ma żadnej różnicy. Nie istnieje jedna istota, widzialna i niewidzialna, która kiedykolwiek mogłaby być powyżej was, tak jak nie istnieje nikt, kto mógłby być poniżej was. Wszyscy są równi w królestwie Boga. (…)
Tak więc ja, Ramtha, nie jestem wzorcem, według którego powinniście stworzyć wasz ideał. Naśladując mnie, nie będziecie wstanie zrozumieć tajemnicy, którą jesteście – to jest możliwe tylko za pośrednictwem wiedzy. Celem tych nauk jest, aby poprzez wykształcenie, doświadczenie i niezachwiane wewnętrzne obeznanie ci, którzy będą starali się odnaleźć Nieznanego Boga, uświadomili sobie, że sami nim są. To jest wasza podróż i wyłącznie wasza, ponieważ to jest wasze życie i wyłącznie wasze. (…)
Zawsze trzymano was w ryzach i waszym nauczycielem był strach. Zawsze. Wiedza pozwoli wam uwolnić się od strachu, przestaniecie być niewolnikami życzeń innych i będziecie mogli żyć w wolności waszych własnych pragnień. Kiedy posiadacie wiedzę, jesteście wolni na zawsze – na zawsze. Im głębiej zastanowicie się, zastosujecie i doświadczycie tego, czego was uczę, tym wolniejsi i szczęśliwsi się staniecie. (…)
Moi kochani bracia i siostry, nauczono was przez wieki, że esencja zwana Bogiem jest straszną, surową, gniewną i karzącą istotą. Bóg wcale taki nie jest. Bóg, który wygłasza kazania, sądzi i prześladuje, nigdy nigdzie nie istniał z wyjątkiem serc i umysłów ludzkich. To człowiek stworzył Boga, który poniża jednych i wynosi drugich. To jest Bóg człowieka, kreacja człowieka i jego woli. (…)
Bóg nie jest jednostką siedzącą na tronie i osadzającą całość życia. Bóg jest całym życiem w każdym pulsującym momencie. On jest nieskończonością i kontinuum wszystkiego, co istnieje.
Myślicie, że byliście sądzeni przez Boga. W żadnym wypadku, gdyż jeśli Bóg – którym jesteście – sądziłby was, z całą pewnością sądziłby samego siebie. Dlaczego najwyższa inteligencja miałaby to robić?
Energia życia, którą nazywacie Ojcem, nie jest wstanie sądzić ani was, ani niczego innego, ponieważ życie nie posiada osobowości zawierającej ego, (…)
Wasz Ojciec nigdy was nie sądził, ani w tym, ani w żadnym, innym momencie, w którym kiedykolwiek żyliście. On zawsze był zarówno wami, jak i Źródłem Życia, dzięki któremu wyrażacie wasze własne, boskie, posiadające cel ja. On dał wam niepowtarzalność ego i wolność woli, żebyście mogli doświadczyć, czego tylko zapragniecie i żebyście odebrali życie, którym jest, jakkolwiek zechcecie odebrać. Cokolwiek zrobiliście, cokolwiek myśleliście, nieważne do jakiego stopnia było to podłe, nędzne czy wspaniałe – Bóg widział to jako jestestwo. (…)
Tylko wy, dzięki waszym własnym postawom i akceptacji opinii innych, zawsze siebie sądziliście. Tylko wy zawsze czuliście, że jesteście pełni wad. (…) Tylko wy zawsze ocenialiście, co jest dobre i złe, co jest słuszne i niesłuszne. Jednak w Jestności zwanej życiem nic nie jest widziane w jeden sposób. Wszystko po prostu jest częścią Jestności zwanej Bogiem Wszechmogącym. Wasz sąd to iluzja, którą sami stworzyliście na tym poziomie kreowania rzeczywistości. (…)
(…) Człowiek wymyślił wizerunki Boga, których mógłby używać w celu kontrolowania swoich braci. Religie zostały stworzone, aby panować nad ludźmi i narodami, ponieważ tam, gdzie armie zawiodły, strach był narzędziem, który trzymał wszystko w ryzach. Kiedy pozbawisz człowieka jego boskości – odbierzesz mu jego wewnętrznego Boga – wtedy łatwo możesz go kontrolować i nim rządzić.
Bóg nie stworzył ani piekła, ani diabła. To są przerażające kreacje człowieka, aby dręczyć innych, stworzone przez dogmatyczne religie, żeby zastraszyć masy i przekształcić je w łatwą do kontrolowania organizację. To jest wielka prawda. (…)
Nie istnieje nic, co mogłoby was pozbawić królestwa niebieskiego, ponieważ nie istnieje nic wspanialszego niż Bóg i życie. Bóg – Ojciec kocha was na zawsze, ponieważ jest każdym kierunkiem, który wybierzecie i każdą myślą, którą kontemplujecie.
(…) Jeshua, syn Józefa, którego nazywasz Jezusem z Nazaretu, jest wspaniałym Bogiem. Tak jak ty jesteś wspaniałym Bogiem. Jednak on nie jest jedynym synem Boga – on jest synem Boga. On był człowiekiem, który stał się Bogiem tak, jak ty się nim staniesz. (…)
Nigdy nie zdawaliście sobie sprawy z tego, jak piękni jesteście, ponieważ tak naprawdę nigdy się sobie nie przyjrzeliście. Nigdy nie zastanowiliście się nad tym, kim jesteście i czym jesteście. Chcecie zobaczyć, jak Bóg wygląda? Spójrzcie w lustro. Patrzycie mu prosto w twarz.”
Ramtha