TĘCZOWY GAJ

TĘCZOWY GAJ

Tęczowy Gaj (2020 rok)

W Białym Lesie, w tęczowym gaju

Wszyscy czują się jak w raju.

Oto Kalina, słodsza niż malina

Owija się na krzaczku i spogląda w stronę maczku:

-„On to czerwień ma przepiękną,

Aż mi moje listki miękną”

Karolina z Konstancina przyleciała do kuzyna

– „ Julku, Julku, o mój słodki

Przywiozłam ci te, oto plotki,

Trele morele z mojego podwórka:

Julita kurka, straciła trzy piórka.

Wiktoria, kocica galicyjskiej rasy

Dorobiła sobie dwa rude pasy,

A do tego mogłabym przysiąc

Dostała piegów chyba z tysiąc”!

– „ Karolina, Karolina niezła z ciebie jest ptaszyna,

Lecz inna jest przyczyna!

Wpadła do puszki od farby

i wyrosły jej dwa garby!”

Prychną Julek piórka strosząc,

od kuzynki się wynosząc.

Gołębica Anielica

szukała męża w okolicach.

I choć wybór jest szeroki,

żaden nie jest dość wysoki.

Męża chciałaby ładnego,

Oby tylko nie małego!

Zatem szukaj gołębico,

bo starzeje się twe lico!

A w tym czasie w trawie niskiej,

W komitywie całkiem bliskiej,

Staś i Jaś, ślimaki małe,

co domki mają swe na stałe.

Stoją i tak wszem radzą,

że te domki już im wadzą.

Więc z pobratymcem dzielą się refleksją:

– „Mieszko, Mieszko, nasz koleżko,

Zostaw domek tuż za rzeczką,

Czekamy na ciebie przy drodze

Przybądź tu do nas na jednej nodze!”

– „Nie ma mowy! Cóż za bzdura!?

To jest luksusowa fura!

Ja się bez niej czuję goły!

Stan mój będzie niewesoły.”

Nieopodal, słychać zatem

Jak Marcinek wzdycha latem:

-„ Marysieńko, o mój kwiecie!

Bądź mą panią w tymże lesie!

Ja ci skarbów nie poskąpię

W rannej rosie cię wykąpię.

O różyczko moja miła,

tyś mnie zapachem usidliła!”

Aż tu żuczek rzecze zgrabnie,

do motylka kłaniając się ładnie:

– „Droga Patrycjo z nienaganną aparycją,

Powiem ci szczerze,

chciałbym jeździć na rowerze.

I choć ćwiczę godziny całe,

postępy robię bardzo małe.”

-„ Antku, żuczku drogi,

Coś niezgrabne masz te nogi.

Więc profesję zmienić musisz

Nim się znowu nam przewrócisz!”

Tuż nad stawem, obok drogi

Stoi bociek, no i łowi.

Czatuje Filip na jednej nodze

trzymając żabkę w silnej trwodze.

Michalinka, żabcia mała

Dopiero co się wykapała,

Teraz siedzi przy kamieniu

I wciąż myśli o jedzeniu.

Nim dziś stanie się kolacją

Upoluje muchę z gracją.

-„ Lenko, biedronko miła

Twoja historia jest dość zawiła

Latasz do samego nieba,

A nie przyniosłaś żadnego chleba.”

-„ Chrząszczu okrąglutki,

Choć jesteś bardzo milutki

Lekarz dietę ci zalecił!

Nie pamiętasz? Sałatę polecił!

Chlebek ci nie służy,

Bo brzuszek masz za duuuży!

Dni mijają z szybkością prędką

W Białym Lesie, tuż za tęczą.

Przyjaźń, miłość kwitnąć będzie

Swoją woń niosąc wszędzie.

Każdy chciałby mieszkać w Białym Lesie

Lecz czy serce swe tu wzniesie?

Kochać bez powodu nie każdy umie

Choć „miłością” uczucie nazywa szumnie.

Akceptacja, zgoda i ducha pogoda

To naturalna serca wymowa.

Dla przykładu podam historię z przeszłości,

Co źródła swego nie miała w miłości.

Raczysko stare, z dużymi wąsami

Co biesiadowało z wielkimi Panami

Postanowiło wychować leśną brać

Podstępnymi słowami umysły prać.

– „Biedronko moja kochana,

Ty jesteś z miłości pijana.

Przez to za wiele masz kropek

Lepsze są pasy, niczym płotek.

Do tego ta czerwień taka nie twarzowa

Wyprowadź się do Gorzowa…”

Biedroneczka posmutniała

I za listek się schowała.

Aż tu żuczek sunie schludnie

Na jęzor raka wpadnie zgubnie.

– „ O! Patrz grubasa, wygląda jak kiełbasa!

Tobie żadna dieta nie pomoże,

A fuj, ulituj się nad nim Boże!”

– „Ja, ja … ja nie chciałem żadnej krzywdy

Dla nikogo, przysięgam! Nigdy!”.

Zawstydzony żuczek rzekł,

Po czym z oczu raka szybko zbiegł.

Stary rak westchnął zgorszony,

Reakcją żuka uraczony.

Łypnął wścibskim okiem wnikliwie

Przymilając się do motylka fałszywie.

– „ Patrycjo, motylku mój cudny

Pewnie jestem zbyt nudny,

Ale pozwól, że się przymilę

Porozmawiaj ze mną choć chwilę.

Podziwiam szczerze twój powab

Udzielę ci zatem kilku porad.

Choć kolory na twych skrzydłach są tęczowe

To ja wolałbym bledsze, bardziej miętowe.

Popracowałbym też nad nogami,

Są za krótkie, w dodatku z pręgami.

Wcięcie w pasie masz wąskie nie lada

To być taką chudą trochę nie wypada.

Mówię ci to z dobrego serca

Zawierz mym słowom, starego mędrca.”

Mówiąc to błysnął uśmiechem szczerbatym

I poprawił okulary na nosie garbatym.

Patrycja patrzyła z niemym niedowierzaniem

Poczuła się tej pięknej łąki skalaniem.

Nie potrafiła powstrzymać rzęsistego szlochu

Uciekła więc szybko w popłochu.

Wnet przelatuje potężnych rozmiarów bąk

Ozdoba tychże pól i łąk.

Postawę ma dumną i prawą

Raczy się nie byle jaką strawą.

Niestety i on wpadł na usta raczyska starego

Ojjjj, trzymaj się mocno miły kolego!

– „ O matko! Co za pokraka!

Ozdoba minionego lata!

Gruby, pokraczny i do tego włochaty

Wrzućcie go do lochu, fuj, za kraty!”

Tak oto krzyczał na głos stary rak

I wnet z bąka zrobił się wrak.

Bo wnętrze miał wyjątkowo wrażliwe

Kaleczyły mu serce słowa obraźliwe.

Zeszło z biedaczka całe powietrze

Stary draniu, co złego zrobisz jeszcze?

Stary rak uraczony wielce

Zapragnął poddać kolejnych rozterce.

-„ Chodźcie ku mnie, ja wam powiem co robić należy

Co mądrzejszy z was, mym słowom zawierzy.

Ale, żeby nie rozdawać za darmo mej mądrości

Każdy zapłaci dukatami z serca wdzięczności.

Oświecę was i powiem jak żyć trzeba

Bo mądrość nie zleci wam z nieba.

Naprawię wszystkie wasze wady

W końcu głowę mam nie od parady!

Zmienię wszystko nie do poznania,

Ale dość na dziś czczego gadania.

Jutro spotkanie wyznaczam przy stawie

I ogłoszę, co zapisane jest w pierwszej ustawie.

Każdy po dukacie przynieść musi

Na wiedzę i urok mój niech się skusi”.

Dla powagi w górę uniósł szczypce ostre

Pokazując wszystkim jakie to proste.

Następnego ranka przy stawie białym

Doszło do spotkania z raczyskiem starym.

Zeszli się mieszkańcy tęczowego gaju

Stali niepewnie na polanki skraju.

Rak srogim spojrzeniem ich obdarzył

Lepszego scenariusza sobie nie wymarzył.

– „ W pierwszej ustawie kościół wam dam

Bo predyspozycje do tego mam.

Wygłaszał będę w nim kazania

I omawiał wszelkie wasze zmagania.

W świątyni umieszczę zbiorowego Ducha

Aby ogarnęła wasze serca boska otucha.

Pośredniczyć będę w modlitwach wszelkich

Nie ominie to nikogo, nawet posturą wielkich.

Płacić będziecie mnie, kapłanowi pierwszemu

Za mój trud, świętość – przewodnictwu waszemu.

Dzięki temu Duch Wielki każdego wysłucha

Inaczej zabierze was do piekła kostucha.

Swe łapska położy na niepokornych duszach

Dla pamięci te słowa niech brzmią w waszych uszach.

Mam biegłość we wszelkich, świętych rytuałach

Oraz lotność w wyższych, właściwych ideałach.

Wybawię was od ciemności i wewnętrznego zła,

Które znieprawione dusze do piekła pcha.

Zabraniam zbiorowisk, radości i uśmiechu

Bo to zguba dla duszy, zatrucie oddechu.

Przyglądać się będziecie sąsiadowi swemu

W razie przestępstwa doniesiecie duchowi świętemu.

Za mym pośrednictwem karę wytyczymy

Napiętnujemy, niepokornego znakiem naznaczymy.

Będzie chodził z piętnem owcy czarnej

Dla ostrzeżenia przyszłości marnej”.

Na gałęzi drzewa, sprawie przyglądała się sowa

Co w skrzydłach swą mądrą głowę chowa.

Od czasu do czasu oczami mrugnęła

Po czym na kamień przy stawie sfrunęła.

– „ Nie widzę ci ja w tobie żadnej mądrości

Szukam i szukam. Nic. Ani grama miłości!

Nie rozumiem skąd w tobie taki pomysł się zrodził

Abyś naszemu społeczeństwu przewodził.

Nie jesteś wielki ni ciałem, ni duchem

Można cię pokonać jednym, prostym ruchem.

Nie dajcie się zniewolić leśni przyjaciele

Tego raczego trucia jest już za wiele.

Zaraz przywołam tu strażnika lasu

Który wyciągnie was z chorego impasu.

Sprawiedliwy nad sprawiedliwymi, moc nad mocami

Strzeże nas wszystkich najciemniejszymi nocami.

Fryderyku, Fryderyku, przybywaj czym prędzej!

Ochroń nas od niewolniczej przyszłości nędznej!

Smoku biały, mądrości opoko

Niech sprawie przyjrzy się twe złote oko.

Nigdy, przenigdy nie oddam mej wolności

Istocie tak złej, zepsutej do samej kości!”

Powietrze drgnęło, poruszyło się nagle

Rakowi zaschła ślina ze strachu w gardle.

Smok? Nie wiedział, nie miał pojęcia żadnego

W wyobraźni już widział jak smok pożera go całego!

Z nieba niebieskiego spłynął z gracją mimo ciała ogromu

Smok Fryderyk, słynący z mocy i zła pogromu.

Stanął nieopodal, na skale białej

Schylił łeb, by przyjrzeć się grupce małej.

Złotymi oczami ogarnął całe towarzystwo

Nim coś rzekł skłonił się bardzo nisko.

-„ Już wszystko wiem, już wszystko pojmuję

Na widok przyjaciół szczerze się raduję.

Jednak ty raku, stary cwaniaku

Mieszkałeś niegdyś w zardzewiałym baniaku.

Pozazdrościłeś innym spokoju i miłości

Tylko dlatego, że brakowało ci radości.

Nie napełniałeś serca właściwą strawą

– a mówię to z wielką powagą –

Postanowiłeś odebrać godność innym

I stałeś się szerzenia upokorzenia winnym.

Samotność w twym sercu pustkę poczyniła

A zazdrość ciemności sługą uczyniła.

Nie ma tu miejsca dla tych co nie mają szacunku

Dla różnorodnego piękna, wszelkiego gatunku.

Tylko miłość i łagodność dom tu mają

Oraz ci co dobro ze szczerością dają.

Nie widzę w tobie żadnej z tych cech

Aż z obrzydzenia zapiera mi dech.

Cóżeś uczynił ze sobą biedny Maurycy,

Stary raku z sercem pełnym goryczy?”

Raczysko spuścił głowę w geście poddania

Pożałował swych czynów oraz wyroku wygnania.

-„ Chciałem mieć tylko przyjaciół kompanię

Którzy pójdą za mną ramię w ramię.

Chciałem być choć dla kogoś ważny i pomocny

Liczyłem na odwzajemnienie, związek mocny.

Smok westchnął głęboko z nadzieją,

Że serce raka jego słowa odmienią.

-„ Nie, za tobą, lecz z tobą, nie przed, nie nad, ani pod

Usłysz, to równości wzajemnej jest kod.

Nikt od nikogo nie może lepszym się uznawać

Ani dystynkcji, czy funkcji sobie dodawać.”

Posmutniało stare raczysko

Głowę zwiesił bardzo nisko.

Na siebie poczuł się być zły

A po policzkach polały się łzy.

Wtem mrówka Alexa w trawie cicho siedząc

Chrząknęła dwa razy, zdecydowanym tonem rzecząc:

– „Powiem wam, moi przyjaciele mili

Korzystając z tej podniosłej chwili,

Że warto każdemu dać szansę do naprawy

Swojego osądu, myśli i postawy poprawy.

Niech zostanie rak z nami trzy miesiące

Sprawdzimy, czy serce swe zmieni by zamieszkać na łące.”

Smok z powagą kiwnął głową

I uraczył wszystkich swą piękną mową:

– „Alexo, twe serce wydało piękny dekret

To wybaczenia i miłości jest sekret.

Zatem, Maurycy, raku stary

Życzę ci w miłość więcej wiary.

Cisza i pokora niech wypełni ci czas

Gdy będziesz zwiedzać nasz biały las.

Poznawaj więc właściwe dla serca postawy

Nie potrzebujesz do tego żadnej ustawy.

Bądź równy wszystkim mieszkańcom gaju

Byś poczuł się częścią tworzącego się raju.

Niech twoim mieczem będzie miłości mowa

A rychło wszędzie nastanie zgoda.”

Tak oto, w raczym sercu nastała zmiana

Zagoiła się samotności rana.

Poczuł wreszcie miłości smak,

Maurycy, szczerbaty, stary rak.