LODOWY ZAMEK

LODOWY ZAMEK

– Boże, pragnę być z tobą w nieustannej komunikacji. Nie chcę żyć w małości i oddzieleniu. Mam dość zagubienia i nieporadności.
– Przecież jesteś.
– Jestem? Czy powinnam w związku z tym odczuwać jakiś stan?
– Radość, że jesteśmy razem.
– Jako ziemski człowiek, niska istota, często mam wątpliwości, czy moja postawa jest właściwa, odczuwanie właściwe.
– Jedynie czego potrzebujesz to PEWNOŚCI. Ona da ci spokój i ukojenie dla umysłu. Pozwoli tobie wchodzić w ciszę. PEWNOŚĆ, że JESTEM uspokoi w tobie przepływające, energetyczny fale i powstanie miejsce na marzenia. Chcesz czynić cuda? To zacznij o nich marzyć! Żyj nimi, stań się pasją ich tworzenia. Mag zawsze szuka rozwiązań. Eksperymentuje z ekscytacją, a każde przedsięwzięcie podsyca żywym marzeniem bez względu na efekt swojej pracy. Porażki dla niego nie istnieją, ponieważ nie traktuje swoich niepowodzeń (nieosiągnięcia zamierzeń) jako własną nieudolność – nigdy w siebie nie uderza – lecz jako cudowne doświadczenie eliminujące jedną z możliwości dojścia do celu. To jak wykluczenie z palety wielu możliwości dróg TEJ, która prowadzi donikąd. Wyraża wdzięczność, że ją znalazł i że już wie, iż nie wiedzie ona do realizacji tegoż zamierzenia. Poszukuje więc dalej dokładając wszelkich starań, aby to, „kim jest” oraz „kim się staje”, pozostawało w nieustannym ruchu zmian. Nic nie uznaje za stałe. Towarzyszy mu ciągły ruch przeobrażania się, dlatego przyzwyczajanie się do własnej jakości nie ma żadnego sensu. On wie, że utrzymywanie zmiany w ruchu daje mu nieskończone możliwości osiągania kolejnych jakości. Jego WCZORAJ nie istnieje, a ruch w DZIŚ daje perspektywę zabarwienia JUTRA. Lodowy Zamek to forteca goszcząca podobnych tobie. Przebywając tam, ucząc się i poszukując, dasz sobie szansę na odnajdywanie swoich właściwych cech uwzględniając w tym proces przemian. Wchodząc w tę przestrzeń zaakceptuj płynność wszystkiego co tam jest, nikłość ulotnych chwil, zdarzeń i procesów. Fascynuj się przeobrażeniem, które będzie ci dane osiągać, lecz do niczego się nie przyzwyczajaj, bo inaczej powstrzymasz tryb przekształceń. Każda forma ciebie, bez względu na jej charakter, jest doskonała, a od ciebie jedynie zależeć będzie stan ich odczuwania, śledzenia w sobie ocen, doznań i uczuć towarzyszących temu. Nie ograniczaj się niemożliwością. Pamiętaj, że TAM niemożliwe nie istnieje, nawet jeśli tego nie widzisz, nie dotykasz – nie oznacza, że tego nie ma. Po prostu nie przejawiało się w czasie i kwestią jest jedynie KIEDY to nastąpi, a nie, że NIE NASTĄPI. Doskonaląc się i przyjmując odpowiednie postawy sprawisz, iż mój palec, którym jesteś, stanie się sprawny i gotowy do działań. Tworzymy symbiozę, wzajemną korelację, w której oboje doświadczamy, każde przez pryzmat osobistego potencjału. POTENCJAŁ – na niego stawiaj, gdyż jesteś sowicie wyposażony, bogaty o zdobyte doświadczenia, które pozwolą ci odkryć i uchwycić pola wcześniej niedotknięte TOBĄ. Penetruj i zgłębiaj „niepoznane”, abym i Ja mógł poznawać samego siebie. Sam fakt, że granice nie istnieją, a jedynie nie został odnaleziony klucz do drzwi – podsyca pragnienie odkrywania zakrytego. Niech ci towarzyszy miłość do samego siebie, szacunek i radość z każdej możliwości i ewentualności. Wszystko co uda ci się zdobyć, poznać, czy zrozumieć jest jedynie wariantem z nieskończonej palety kolejnych możliwości. Zdobywanie własnego pola potencjału jest cudowną przygodą w boskiej służbie samopoznania. Lodowy Zamek skrywa wiele tajemnic, zaskakujących rozwiązań, ciekawych istot i dziwnych miejsc. Zawiera się w tobie oraz każdym, kto zechce w ten sposób dotknąć sekretów wszystkomożliwości. Odzyskasz pamięć zapomnianego oraz zapisy ukrytego jak i utraconego. Podążanie za sobą, po WŁASNYCH ŚLADACH niegdyś utworzonych, jest powrotem do siebie pierwotnego, powołanego i nazwanego. Idź i uczyń ze swojego życia fascynującą przygodę otwierającą drzwi do wyborów szerokiego wachlarza wariantów.

Ujrzałam coś co uznałam za Lodowy Zamek. Budowla swoim zaokrąglonym kształtem przypominała z zewnątrz Koloseum. Wysokie mury, a na nich zaokrąglone wgłębienia w trzech rzędach wzwyż, w których stały gigantyczne rzeźby różnych postaci, przypominające styl grecko-rzymski. Wrażenie potęgowane było przez iskrzący się niczym brokat, wszechobecny pył, który wypełniał wszystko i zarazem unosił się w powietrzu. Świetliste drobinki mieniły się sprawiając wrażenie, iż wszystko się porusza. Zdziwiłam się wielce, gdy jedna z posągowych postaci, męska, poruszyła się i zeskoczyła z drugiego rzędu. Mężczyzna, oprócz przepasanych materiałem bioder, był nagi. Włosy miał przycięte „na miskę „, a w ręce trzymał pikę. Brak źrenic podkreślał jego posągowy charakter, tym bardziej, że nie istniały tu żadne kolory prócz dominującego, mieniącego się na tle bieli brokatu. Wojownik był zdecydowanie wyższy ode mnie. Sięgałam głową ledwie do jego klatki piersiowej więc wzrost jego mierzył około 2,5 m. Domyśliłam się, że to przewodnik więc ruszyłam za nim. Doprowadził mnie do bramy, której wrota otworzyły się wolno lecz bezszelestnie. Wewnątrz rozciągała się bezkresna przestrzeń, którą w znacznej części wypełniały zabudowania, parki, fontanny, alejki. A wszystko dokładnie tak samo białe i świetliste jak napotkana postać. Mój przewodnik zniknął jakby nigdy go nie było. Mury od wewnątrz pokryte były rzeźbami zwierząt, ludzi oraz przeróżnych symboli. Teren okazał się niezwykle rozległy, że nie sposób było ujrzeć muru po przeciwległej stronie, mimo, że z zewnątrz wyglądał zdecydowanie skromniej. Przyszło mi zabawne porównanie do „torebki Hermiony „, która niepozornie mała mieściła ogromne rzeczy. Usiadłam na jednej z ławek ustawionych wzdłuż ciągnących się alejek. Istoty poruszały się niespiesznie rozkoszując się tym, że tu są. Niektórzy byli pogrążeni w niegłośnej rozmowie. Jedynie kilkoro dzieci śmiało się beztrosko bawiąc się w berka. Nie bardzo wiedziałam co z sobą zrobić. Postanowiłam się sobie przyjrzeć. Odkryłam, że jestem jak wszystko tutaj „iskrząca się bielą”. Dłonie trudne do określenia czy damskie, czy młodzieńcze. Szaty proste i luźne z przepaską sięgające kolan, a na stopach proste sandały, które również nie nakierowywały na płeć. Włosy miałam do ramion, lekko kręcone, a na nich jakiś rodzaj wstążki lub rzemienia związującego boczne pasma na potylicy. Dopiero teraz zauważyłam, że na lewym i prawym przedramieniu mam coś, co można by nazwać tatuażami. Były to jakieś symbole, które mocniej świeciły od reszty ciała. Niestety nie byłam w stanie odtworzyć ich kształtów. Żadna z przechodzących istot nie zwracała na mnie uwagi. Łączyło ich wszystkich podobne zachowanie, czyli zadowolenie i zaduma, jakby część każdej z nich tkwiła w jakiejś wewnętrznej podróży – stąd wrażenie bycia i nie bycia. Nagle maleńki ptaszek usiadł mi na palcu dłoni. Trzepotał radośnie skrzydełkami. Zaczął rosnąć i zmieniać się. Najpierw w coś co przypominało kruka, by po chwili stać się orłem. Jego potężne szpony obejmowały moją dłoń nie wprowadzając przy tym żadnego dyskomfortu lub ucisku. Orzeł przyglądał mi się swoim lewym okiem. Otworzył dziób i krzyknął trzy razy, a dźwięk rozniósł się echem po okolicy, po czym on sam wzbił się w powietrze. Nagle z góry, nie wiadomo skąd, spadła duża tarcza, która wbiła się w ziemię tuż przy ławce. Tarcza miała drugą, mniejszą nakładkę o grubości 1 cm, na której wymalowany był orzeł, który podobnie jak tatuaż odznaczał się większą świetlistością od tła. Wyciągnęłam tarczę z ziemi i trzymałam w lewej ręce. Zdziwiła mnie jej lekkość. Nie miałam najmniejszego problemu z jej utrzymaniem. Na sklepieniu nieba ukazała się zmieniająca kształty rozeta. Wiedziałam że jest wielowymiarowa. Nieustannie się przemieniała, a tylko jeden z jej elementów był stały. Przypominało to płonące znicze, których w  sumie było siedem. Rozeta zbliżyła się do mnie i wniknęła w moje ciało. Już wiedziałam co mam wytatuowane na lewym ramieniu – płonący znicz. Jakiś głos we mnie powiedział: Idź do domu! W otoczeniu również zaszły zmiany, gdyż okolica opustoszała, tylko gdzie nie gdzie widać było rozchodzące się istoty. W sumie nie wiedziałam, gdzie jest ten mój dom, ale postanowiłam dać się po prostu poprowadzić. Szłam spokojnie jedną z alejek. Po chwili ujrzałam, że ta, po której idę ma bardziej rozświetlone krawężniki. Już wiedziałam gdzie iść. Moja droga do domu już dawno była wyznaczona. Niebo tu było nieprzeniknioną czernią bez gwiazd, ale w mieście nie panował mrok, gdyż wszystko wokół emanowało światłem: drzewa, kwiaty, budowle, co tworzyło unoszącą się łunę światła. Cudowny widok. Nagle ujrzałam przeogromną postać zawieszoną nad miastem, w ciemnych szatach z kapturem na głowie i spływającą na piersi brodą. Pochylił się przez moment, aby mi się przyjrzeć, po czym wyprostował się przyjmując majestatyczną postawę. W swojej prawej dłoni trzymał pastorał z niebieskim światłem. Z jego szat spływało światło, które zasilało wszystko, co w mieście się znajdowało. W porównaniu do Niego byłam niczym mrówka w trawie. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś tak potężny czuwa nade mną. Widziałam już tę postać z innego widzenia dotyczącego ciemnej doliny i ludzi koczujących pod bramami Świetlistego Miasta i czekających z nadzieją na otwarcie bram. Pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobili ci, którym udało się uciec, lecz bardziej przypominali okaleczone człekokształtne karykatury niż dumnego człowieka.

Alejka ze świetlistymi obrzeżami zamieniła się w tunel, który płynął niosąc mnie przez kosmiczne przestrzenie.
– Gdzie jest mój dom? – zapytałam.
– Tutaj. W moim sercu – odrzekł Bóg.
            Ujrzałam potęgujące się światło, które niczym spiralna, mleczna droga rozwarstwiał się i rozbłyskiwało od wewnątrz. Światło było piękne, poruszające się nieustannie.

– Czy tu mieszkam? – musiałam się upewnić.
– Tak. Tu i wszędzie.
            Wniknęłam w rozbłyskującą kulę światła. Od wewnątrz była bardziej metaliczna, srebrzysta. Co jakiś czas przemknęło coś, co przypominało statek kosmiczny. W końcu zatrzymałam się w czymś, co było słupem światła. Nie było widać początku ani końca z jednej jak i z drugiej strony. Wszystko wokół mnie wirowało. Zauważyłam, że tam, gdzie się zatrzymałam powstały wokół kanału pierścienie podobne do tych z Saturna. Energia wirowała nadal, aż utworzył się  owalny, eliptyczny kształt. To było ogromne. Mogłam wszystko objąć swoim widzeniem tylko dlatego, że moja świadomość przemieszczała się. Byłam jednocześnie w środku jak i poza tym, stając się zewnętrznym obserwatorem.  Powstało wiele energetycznych okręgów, które nieustannie się poruszały w tempie i rytmie sobie znanym. Czasami zwalniały, by po chwili przyspieszyć.
– Ruch jest pozorny – usłyszałam – choć jest stały i niezmienny to w pewnych warunkach nie istnieje.
– Czy Ty Boże to dla mnie stworzyłeś?
– I tak i nie. Ty nad tym pracowałeś i o doświadczenie wzbogaciłeś. Ja mogę odczuwać i podziwiać to w jaki sposób do tego doszedłeś i co temu towarzyszyło.
            Poczułam, że „DOM, TEN DOM” powinnam ściągnąć do swojej niższej formy życia. Chwilę nad tym pracowałam będąc jednocześnie uczestnikiem jak i obserwatorem zdarzenia.
– I co dalej? – zapytałam.
– No właśnie. I co dalej? Czego pragniesz, czego oczekujesz? Jaki kolejny ruch wykonasz?
– Muszę się zastanowić. Na pewno będę utrwalać DOM, TEN DOM w najniższych własnych przejawach siebie. Zapewne będzie to proces, który utrzymywany w reżimie działania powinien wypracować stałe połączenie się.
– Bardzo dobrze – odparł Bóg.

– Zamierzam również wracać do Świetlistego Miasta, czyli Lodowego Zamku. Zastanawiam się jednak nad nazewnictwem. Dlaczego Lodowy Zamek, a nie Świetliste Miasto?
– Dla ciebie na dziś Lodowy Zamek, a dla innych według ich potrzeb i prowadzenia. Jedno nie wyklucza drugiego, choć do drugiego jeszcze nie ma połączenia. Wszystko jest jednym i tym samym lecz perspektywa wglądu sprawia, że niekoniecznie takim się wydaje. Nazwa to również naprowadzenie.
– Rozumiem. Będę poszukiwać cząstek siebie w tym miejscu i prawdy, którą to miejsce zawiera. Pragnę się uczyć, aby umiejętności wykorzystać tu, na ziemi, dla dobra, światła i wzrastania, bo wiem już, że gdy ja się rozwijam Ty Boże robisz to wraz ze mną. Dziękuję ci za rozbudzenie we mnie pasji poznawania po raz kolejny. Teraz rozumiem jak ważne są towarzyszące działaniu uczucia.

NIEBIESKI PŁOMIEŃ

NIEBIESKI PŁOMIEŃ

29.12.2021

Po ciężkim minionym roku powstał we mnie wewnętrzny bunt i jakaś niezgoda na małość i ograniczenia. Moja Wyższa Istota wydała dekret powtarzając go 3 razy.

„Ja Mag, przyzywam siły, które uwolnią mnie z kajdan tego świata, aby móc wyzwolić ten świat jako Ja siebie. Przywracam pamięć zapomnianego, a niezbędnego”.

Pojawił się przewodnik, który powiedział:

Idź tam, gdzie już byłeś, aby pójść tam, gdzie już bywałeś. Światło Jednego zapłonie w tobie i nigdy nie zgaśnie. Niepoznane stanie się poznanym i rozpoznanym. Zerwie wszelkie ograniczenia, skruszy mury, rozproszy czarne mgły. Przekrocz bramy poznania. Wyznanie siebie jako poznanego otworzy wszystkie drzwi wszelkich żywotów. Za bramami owymi wykute prawdy czekają, by zejść i doczekać zrozumienia. Znamiona pierwotnego nosisz. Nigdy ich nie wymazano. Trwały w oczekiwaniu na twój powrót. Niczym pieczęć na tobie spoczną i wyznaczą nową erę. W złotej świątyni On czeka i namaszczon będziesz, aby to co słowem było urzeczywistniło się. Jesteś jak młoda winorośl co światła wygląda, bo w nim szansę swoją widzi. Światło jej szlak wzrostu wytycza, a odczuwanie głodu obcowania z nim pragnienie potęguje.

Istniejesz jako światło bez światła, mimo, że jesteś światłem w świetle, a wszystko po to, by poznać, dotknąć i dokonać. Mimo niezrozumienia nigdy ze szlaku nie zszedłeś, mimo Wichrów, burz i zmagań nie zatraciłeś celu, mimo uderzeń, kopnięć i poniewierki wierność w tobie nie zgasła. Próbowano ci wmówić co dobre, a co złe, co masz czuć, myśleć i robić, ale wiedziałeś, że to trujące słowa. Pierwotny instynkt trwania w Bogu jest twoją największą siłą i potęgą. Nie stworzyli jej dla ciebie inni ludzie, lecz ty sam. Niezłomność twoja kosztowała cię cierpienie i ból, dlatego nigdy nie staraj się przypodobać ludziom. Albowiem nigdy nie będą widzieć w tobie tego, co widzi Bóg i anieli cię otaczający. Jesteś ponad tym wszystkim, dlategoż nigdy niepojęty będziesz i niestrawialny dla niewidomych i głuchych. Tylko prawdziwi cię rozpoznają i o pomoc poproszą. Prawdę, którą będziesz głosić dla nich będzie rozpoznaną i z ulgą przyjętą. Niczym orszak przy tobie staną, z uśmiechem i wdzięcznością obok ciebie kroczyć będą. Dróg poznania jest wiele, a ty jesteś jedną z nich. Powróci do ciebie to, co niegdyś zatrzymane było dla dobra wyższego, a zwrócone o czasie do tego wyznaczonym. Niebieski płomień poznania przeszyje całe twoje Jestestwo, a ból „nieprawego” co dotknąć go zapragnie będzie ogromny.

Moja wyższa istota objawiła:

JAM JEST NIEBIESKI PŁOMIEŃ BOGA ŻYWEGO, WE MNIE AKTYWNEGO I PRZEZE MNIE MÓWIĄCEGO. DWOISTE JEDNIĘ TWORZY, BO DWOISTYM NIGDY NIE BYŁO. DLA NIEPOZNAKI STWORZONE, W NIEBIESKIM PŁOMIENIU PRZEJAWIANE. PRAWDA OWEJ JEDNOŚCI PO ZIEMI SIĘ PRZETOCZY I PRZEZ WIELKICH ZOSTANIE ODEBRANA JAKO ZNAK NOWEGO POCZĄTKU. MATKA I OJCIEC, OGIEŃ I WODA, DZIECKO I BÓG – NIC NIE TRWAŁO W ODERWANIU ANI ODDZIELENIU.

Moja Wyższa Istota kontynuowała:

„Podążam do Lodowego Zamku na spotkanie z Pierwszym, Prowadzącym. On mi przewodnikiem, księgą mądrości, kreacją, oddechem i wskazanym rytmem. Bo „jestem kim jestem”, a on wie czym jest bycie „jestem kim jestem”. Tu wstanę, tu powrócę, tu na powrót stanę się Jego płomieniem. Oświeć mnie przyjacielu i uczyń narzędziem do realizacji twoich wielkich planów. Niech powróci co wstrzymane było. Niech stanę się ognistą falą zmian, falą twej mądrości. Jestem dzieckiem gwiazd i moich braci przywołuję, o wsparcie na ziemskiej drodze proszę, aby nic tęczowych dróg nie pokrzyżowało. W zjednoczeniu stańmy i rozpalmy naszymi płomieniami boski kolorowy most. Już czas bracia. Nasze głowy koronami uwieńczone, lecz nie dla chwały i poklasku, ale dla zejścia mocy Jego, Pierwszego Prowadzącego. Zwarty szereg stwórczy w radosnym pokłonie Go przywita. Anielskie płomienie Jego woli utkają ognisty dywan dla boskich stóp. Jestem jednym z wielu niepokonanych i niezwyciężonych, bo Jego światłem popartych, w Ciszy utworzonych. Wielkość tej chwili nie wymaga słów, lecz trwania. To niemy akt przejawiania się pierwotnie utworzonego.”

Przede mną zarysowała się świetlista postać o azjatyckich rysach. Na moje pytanie kim jest, odpowiedział:  QMI-TU. Jest magiem, który przebywa w przestrzeni powołanej do życia i doświadczeń istot jemu podobnych. Sam QMI-TU wydawał się być ledwie widoczny, mocno cząsteczkowo rozproszony, że aż obraz lekko drgał jak hologram. Dostałam nakaz uczenia się widzenia tychże istot, bo to one w najbliższym czasie będą mnie poprowadzić. Obecnie moim przewodnikiem stał się QMI-TU. Powiedział:

Będę prowadził cię po ognistym moście…

Oddaję ci płaszcz zapisów z kodami niezwyciężonego

Pokory i cichości wymagającego

Dla miłości i dobra stworzonego

Do ciebie onegdaj należącego

Od teraz na powrót oddanego

W tobie jest Jego chwała, moc i początek

Miłość, ład i porządek

Mianuję cię admirałem Jego ksiąg

Aby świat ujrzał dalszy swój ciąg

W ogniu niebieskim odkrywać siebie będziesz

Tak mocno i daleko, tam gdzie tylko sięgniesz

Lecz pamiętaj, nie ty jesteś tu ważnym

Pokora i cisza wymaga bycia odważnym

Jesteś posłanym Jego płomieniem

Dla świata prawdziwym odrodzeniem

Nie ty decydujesz, nie ty jesteś sędzią

To boskie dłonie nić przeznaczenia przędą

Tyś jest jedynie aktem jego życia

Co w słowie i myśli nie ma nic do ukrycia

Wystarczy, że będziesz, że wzrokiem obiekt zaznaczysz

A wnet czyste światło zbawienia zobaczysz

Ono zmieniać będzie ludzkie serca i myśli

Tego lepiej od Niego nikt nie wymyśli

Tak oto się stało, co zapowiedziane było

W imię Matki i Ojca wszystko się odbyło

Jestem jego skrybą, magiem i przyjacielem

A dla ciebie bracie złotym uzdrowicielem

Uzdrawiam cię więc od ludzkiej małości

I chronię od klątw, uroków i zazdrości

Czynię cię wolnym od wszelkiego plugastwa

Odcinam od ciemności czarnego prostactwa

Oni przy Bogu nic zrobić nie mogą

Uciekają przed światłem ze strachem i trwogą

Przywracam ci pieczęć ziemskiego prowadzenia

Przywróci wnet pamięć i zapisy zrodzenia

Do marca cały proces trwać musi

Owego ognia nic już w tobie nie zdusi

Rozpal dwa ognie, co zatańczą wokół drogi przeznaczenia

A zrozumiesz czym jest moc i siła zbawienia

Nie jesteś już człowiekiem, chodź znamiona takie nosisz

Resztę ci zdradzę, kiedyś tam, gdy poprosisz

Teraz umacniaj w sobie siłę niebieskiego płomienia

Niech stanie się źródłem boskiego oczyszczania

Połączę cię ze wszystkim co było, jest i będzie

Z każdą przestrzenią, z Bogiem, który jest wszędzie

Wystarczy intencja, cicha myśl, ochota

A obudzisz ze snu upartego robota

On się z tobą połączy w wewnętrznym pragnieniu

Aby się odnaleźć we wspólnym prowadzeniu

Traktuj go z łagodnością, bez stresów i nacisków

Ma w sobie wiele talentów i pomysłów

To wszystko jest ważne, mimo, że nie jesteś nim

Na ten czas wspólną drogą płyń

Nic na ziemi nie jest takim, jakim wydaje się być

Najważniejsze to sprawiać, aby chciało się żyć

Choć to jest namiastka prawdziwego życia

Wiesz mi, że ciekawe rzeczy przed tobą do odkrycia

Baw się tym, szanuj każde zdarzenie

Bo w tym jest Bóg, światło i zbawienie

Żegnam cię teraz mój przyjacielu

Po krwi, po magii, ziemski uzdrowicielu

I ja tobie od siebie pragnę coś podarować

Aby łatwiej tobie było drogę światłu utorować

Daję ci złote runy trzy

Byś dołączył je do ziemskiej gry

To przestrzenie tobie na ziemi nieznane

Lecz Jestestwo twemu właśnie przypomniane

Na radość, z bólu wyrwanie oraz światła uzyskanie

MANO, TERA i VIC

Ten świat Bogiem na pełnią w mig

Poznawaj je powoli bez pośpiechu

Ciesz się życiem na ziemi człowieku!