TRAKTON

TRAKTON

Podczas medytacji Biały Smok z Białego Lasu, mieszkający w Białym Zamku, o którym pisałam wcześniej, podniósł się i wzbiliśmy się w niebo. I stałam się nim. Następnie pokazali mi jego złote serce. Tym sercem jest sterująca mocą intencja i wola. Okazało się, że Smok jest MOCĄ z Planety Form. Co to oznacza? Oznacza to, że uzyskaliśmy dojście do mocy przekształceń gotowych form, które przygotował dla nas Bóg. Możemy spełniać pragnienia, o ile są zapisane w naszym „programie” na to życie. Istnieją dwa smoki jeden jest biały, a drugi czerwony. Ten drugi reprezentuje Feniksa, moc zmian, a Biały moc świata duchowego. Tak to zrozumiałam. Czuję też, że Biały Las wraz ze swoją zawartością, czyli Białym Zamkiem (Zamek Zwycięzcy), tronem i koroną zawarci są również na Planecie Form. Sama planeta to Pastorał Boga, na którym ów smok siedzi.

Zszedł do mnie również symbol, który nazwali TRAKTON. Jest połączeniem początku i końca, które wypełnia źródło, czyli jak rozumiem, wymiar 1 i 12 łączą się, poprzez ich nagięcie, a środek wypełnia ŹRÓDŁO. Jezus przeszedł ze mną przez centrum tego znaku (druga kula od dołu, znak był biały) na drugą stronę,  gdzie nie było nic. Po czym z jego środka (tam skąd przeszliśmy) zaczął wyciągać coś,  co na początku myślałam,  że jest łzą,  ale gdy mi to podał, zobaczyłam,  że to embrion. Nagle w rękach pojawiła się taca,  na której Jezus układał embriony. Były 4 tace po około 25 embrionów każda. Później przejął wszystko ode mnie i kazał mi ponownie wkładać embriony w centrum tego znaku. Wystrzeliwały jak z katapulty,  a po drugiej stronie stawały się kulą pędzącego światła. Powstało wrażenie komety. Na końcu kazał mi na powrót przejść i wystrzelić się na drugą stronę. Zrobiłam to i pędziłam w jasnej przestrzeni,  aż nagle poczułam,  że dalej nie mogę lecieć. Energetyczne nici wychodzące ze znaku, z zewnętrznej obręczy, na wysokości szyi oplotły mnie i uniemożliwiły oddalenie się. Odwróciłam się twarzą do znaku, który świecił, promienistym, oślepiającym blaskiem. To było duchowe łono i zrozumiałam,  czym były embriony. Nade mną pojawiło się duchowe słońce i pode mną również zaświeciło światło. Promienie wnikały we mnie poprzez stopy, kość ogonową, krzyżową, kręgosłup, serce, i głowę. Przez jakiś czas trwały ustawienia. Czułam pieczenie w całym ciele, jakbym płonęła. Nici się skracały, znak się przybliżał, aż zespolił się ze mną. I usłyszałam:
Słońce zatopiło się w źródle.
Połączenie TrójIstności.

Ujrzałam górne światło jak zatapia się w wodzie duchowej. Całą sobą wiedziałam, że każde z wystrzelonych embrionów ulega tym samym zmianom, rozświetleniu przez słońce. A po chwili podano mi kolejne słowa:


Trzy płomienie, Boskie połączenie
Trzy znicze, Boskie oblicze
Trzy płomienne kręgi,  Boskie potęgi
Trzy progi zjednoczenia, w Duchu odnalezienia
Trzy płomienie mocy, człowieczeństwo przekroczy
Cztery styczne,  Boskie wytyczne
Czwarte zanurzenie,  Boga odnalezienie
Piąta Brama Łaski,  niebiańskie oklaski
Pięć tajemnic poznania, człowieka konania
W Nicości zanurzenie,  Syna Bożego odnalezienie
Kto zapłonie TrójIstnym Płomieniem,  ten rozbłyśnie złu piętna wypaleniem
W nim Rycerz powstanie, szczere Bogu oddanie
Zwycięzcy taka oto droga, nie straszna żadna trwoga

10 maja 2021 na prośbę koleżanki uzdrawiałyśmy jej znajomą, która uległa silnemu zatruciu ziołami. Konieczna była reanimacja, która zakończyła się sukcesem. Natomiast stan kobiety nadal był ciężki. Przed uzdrawianiem usłyszałam:
„W białym lesie Biały Staw
Od choroby Boże zbaw”

Brzmiało to jak zaklęcie. Gdy zamknęłam oczy od razu stałam się smokiem i dwie koleżanki również. Biały Staw wydawał się być zamarznięty, ale to było złudzenie. Kobieta zanurzyła się kilka centymetrów pod wodę. Widziałyśmy jak woda ze stawu wypełnia całe jej ciało, a nad powierzchnią wydobywały się ciemne opary uchodzące z jej ciała. Wypowiedziałam intencję i magiczne zaklęcie. Po skończonym procesie kobieta sama się podniosła i wyszła ze stawu. Wiedziałam, że to koniec działania. Bardzo szybkie było to uzdrawianie. Dziś 11 maja dostałam po południu wiadomość, że chora oddycha już samodzielnie i jest przytomna. Dziękuję ci Boże, że mogę to robić!!!

BIAŁY LAS

BIAŁY LAS

Od jakiegoś czasu słyszałam: Biały Las. Ten wątek przewinął się w jednym z przekazów na zupełnie inny temat. Jedna ze znajomych osób potwierdziła,  że również słyszała to określenie. Nawet ściągnęła piękny przekaz: czym jest Biały Las. Postanowiłam również poprosić Górę o pokazanie mi tej przestrzeni. W tę podróż udałam się z Basią, z którą powstałyśmy z „jednego zlepka” jak nam powiedziano jakich czas temu.
Zasięg ludzkich ramion i wzroku to 180 stopni. W momencie wyruszenia poczyniono w nas ustawienia. Widziałam jak stoimy plecami do siebie tworząc wspólny zasięg 360 stopni. Utworzono z nas jedną wspólną istotę.

Otworzyłam oczy na śnieżnym wzgórzu ubrana we włochatą, białą skórę. Odczuwałam,  że jestem przysadzistym, silnym mężczyzną. Choć było zimno nie czułam żadnego dyskomfortu. Wszystko wokół było białe, czyste i rześkie. Schodziłam do doliny pokrytej lasem. Moja wędrująca świadomość widziała w tym lesie wiele polanek wokół,  których organizowało się życie. Zwierzęta, trawa,  rośliny oraz ludzie wszystko było w odcieniach bieli. Wsiadłam na jednego z  białych koni, które biegały sobie wolno,  niczym nie ograniczone. Podobnie było z innymi zwierzętami. To był ich dom. Znały tu każdy zakamarek,  norkę,  drzewo czy źdźbło trawy. Dojechałam na białego zamku. Zeskoczyłam z konia i postanowiłam dojść do niego utwardzoną kamieniem drogą. Wzdłuż niej zaczęli ustawiać się zaciekawieni ludzie. Wówczas zauważyłam dzielącą nas różnicę wzrostu: Ja Olbrzym,  a oni drobni, sięgający ledwie do uda. Dziwne uczucie… Pochylali głowy i przeszedł wśród nich szept: Pan powrócił. Jeszcze dziwniejsze uczucie. Jaki Pan? Pan czego? Idąc zrozumiałam,  ze kroczę po czymś co jest wszystkim i tym samym. To wszystko jest mną,  a ja jestem zwarta z całą strukturą. Jestem lasem, trawą,  koniem, tymi ludźmi…

Zamczysko posiadało podwójne białe wrota. Z zewnątrz nie wydawało się zbyt duże. Ale to złudzenie. Wewnątrz rozciągała się ogromna sala bez ścian, bardziej energetyczna niż materialna. Sklepieniem było rozgwieżdżone niebo. Widziałam też podtrzymujące filary,  które ginęły gdzieś w przestrzeni. Po prawej stronie leżał ogromny biały smok, pokryty  mieniącymi się łuskami i piórami. Przez biel przebijało się złoto. Oko stanowiły poruszające się drobinki złota. Miało się wrażenie ciągłego ruchu wszystkiego z czego był stworzony. Podniósł łeb sprawdzając kto wszedł,  po czym na powrót położył się wygodnie. Idąc przez salę zauważyłam kryształowy tron. Dopiero do mnie dotarło,  że na głowie mam złotą koronę. Usiadłam na tronie. Przez otwarte wrota ujrzałam dziwny widok. Jakaś ogromna istota,  której widać było ledwie ręce, z ogromnego dzbana próbowała wlać coś do środka. Myślałam,  że ktoś chce mnie zalać wodą z tego dzbana. Towarzyszyło temu wrażenie ogromnej fali. Jednak nie! To środka zaczęli wchodzić mali ludzie. Było ich tak wielu,  że stworzyło to iluzję wody. Każdy z nich trzymał małą czarkę ze złotym dnem. A w środku znajdowało się coś świetlistego co przypominało kryształ lub ziarno. Po chwili zauważyłam,  że po bokach pojawiły się ogromne czary z takim samym dnem jak u tych ludzi. Nazwałam je silosy. Przybysze zaczęli wsypywać te ziarna jedno po drugim. Trochę to trwało nim wypełniły się po brzegi. Mali ludzie dyskretnie wyszli wchodząc ponownie do tego dzbana, po czym ta sama ogromna istota je zabrała. Rozejrzałam się wokół,  bo nie miałam pojęcia co dalej z tymi ziarnami. Kazano mi wziąć kilka. Wyszłam z zamku i rzuciłam jeden z nich przed siebie,  bardzo daleko. Wówczas otworzyła się przestrzeń, jakby ktoś dwoma rękoma rozchylił energetyczną kotarę. Widziałam w środku wiry  kręcącej się energii. Pomyślałam,  że to portal. Odwrócił się i przesunął ponad moją głowę. Spłynęła na mnie energia kryształowymi pasmami. Nagle przerzuciło mnie do domu,  do „tu i teraz”. „Rzuć” – usłyszałam. Prawą ręką rozrzuciłam ziarna,  które w powietrzu rozprysły się jak petardy sztucznych ogni. Promienie tego portalu cały czas na mnie spływały. W lewej dłoni miałam jeszcze jedno ziarno. Kazano mi je połknąć. Energia zaczęła przepływać przez moje ciało,  kręgosłup, kości,  narządy,  serce. Utworzyła się taka okrągła kołderka białej energii wypływająca ze mnie na zewnątrz. Było to falowe, jak kamień rzucony do wody.
Całe to zajście wygląda jak baśniowa przygoda, ale biała magia taka jest. Jest przygodą,  zmianą,  powrotem do właściwej formy samego siebie. To moc człowieka z innych wymiarów,  artefakty, zaklęcia i symbole.
Później, gdy wyszłyśmy z widzenia i zostałam sama przyszedł przekaz. Równie dziwny jak pierwsza część.

Biały Las ustawia się w was
Światłem kwiecie się plecie
Ze świateł nici tworzą się wici
A promienie rozpraszają cienie
Wszystko co tu żyje was obmyje
Wnętrze przemieni i życie odmieni
To co jest tam – daruję wam
Biały ptak zniesie znak
Przymierze nowe,  w sercu odnowę
Daję każdemu ze mnie zrodzonemu
Biały Las kłania się w pas
Białemu dziedzicowi połączenie odnowi
Wspólne korzenie,  Rycerza wzmocnienie
Przypomną pochodzenie,  sekretu powierzenie
Każda część lasu wyciąga z impasu
Otwierając serce w podzięce
Całość tworzycie, światła okrycie
Należy się każdemu w Jedności obudzonemu
Struktura płynna Ojcu winna
Zejście promieni do wspólnych korzeni
Gen pomostem wykaże się wzrostem
Dziedzic powołany na służbę wezwany
Wypełni przeznaczenie, Mocy obudzenie
Prawo uzyskał, by Syna odzyskał
W miłosnej podzięce składa swe ręce
Tuląc do siebie niesie po niebie
Syna swego w świecie zagubionego
Biały Las żyje w was
W drogę ruszajcie,  ścieżki odnajdźcie
By w słowie zawarte,  ciemności wydarte
Światło się zatliło przeznaczenie przemówiło
W drogę Biali Bracia, bo czas się skraca
Na wejście do lasu i wyjście z impasu
Wszelkie stworzenie tworzy połączenie
Dwóch różnych światów dla ukarania katów
Niech każdy znajdzie swój zakątek schronienie niewiniątek
Tam Rycerz się zbuduje przeciw ciemności zbuntuje
Na chwałę Ojca swego i Jego Syna Jedynego

DNO DNA

DNO DNA

W życiu spotykają i dotykają nas różne sytuacje, które nadają nam określoną formę, jakość, cechy. Poniżej podano mi coś, co ma być uniwersalną nakładką dla większości z nas. Wszystko po to, by właściwie zrozumieć, pojąć, wybaczyć i obudzić się w CUDZIE, którym jesteśmy.

Gdy jesteś ustawiony na cel,  a droga  długa i mozolna…. Idziesz,  idziesz, wspinasz się,  zimny deszcz smaga twarz, mróz ścina wodę,  Idziesz wolno, krok za krokiem.  Walczysz ze sobą,  ze słabością.  Motywujesz się obietnicami: co zrobisz, gdy już dojdziesz… Budujesz marzenia, tworzysz wewnętrzne obrazy widzenia i odczuwania tego, czego pragniesz. Nawet nie zauważasz,  że środowisko się zmienia. Z lodu trafiasz w ogień. Żar wypala resztki ciebie. Masz jednak wizję i wiesz, że chcesz,  że obiecałeś,  że musisz… Tak głęboko brniesz w trudzie,  że nie zauważasz,  że tracisz siebie,  pierwotny zamysł celu, i że zadowalasz się półśrodkami, zamiennikami. Nie masz już pojęcia,  co było na początku! Kto stworzył pragnienie? Ty? A może pragnienie stworzyło ciebie? Próbujesz sobie przypomnieć. Następuje wszechogarniający stan niepamięci, po co „Się Jest”. Napięcia, naciski zmieniają,  przekształcają,  naginają prawdę o tobie. Zatracasz się. Uśmiechasz się,  ale to grymas rozpaczy. O co tu chodzi? Kim jesteś? Gdzie idziesz? Rozglądasz się i zastanawiasz,  czy o to ci chodziło? Robisz  małe podsumowania,  rekonesans możliwości. Ruszasz dalej. Masz wrażenie,  że się topisz. Toniesz w oczekiwaniach innych wobec ciebie, rozczarowaniach,  naciskach otoczenia, palącej goryczy… Dopingujesz: MUSISZ! MUSISZ! Echo długo brzmi w krętych uliczkach myśli. Ulegasz. Bo nie wypada,  bo tak będzie lepiej. Dla kogo? Już nie rozpoznajesz. Dla wygody innych? Mają patent, klucz do ciebie, kod dojścia do słabości,  wrażliwości,  delikatności… Mają cię! Ale ty nadal o tym nie wiesz. Wykorzystują odwracając przeciwko tobie to co najcenniejsze – człowieczeństwo. Ratujesz się pocieszeniem, pseudo przyjaciółmi,  alkoholem… Tanią rozrywką. Ukojenie chwilowe – choć niektórych zatrzymuje na całe życie. Ty wiesz,  że to nie TO.  Potrzeba ci więcej.  Tylko czego? Nie potrafisz określić. Serce rozrywa tęsknota za czymś nienazwanym, ludźmi, miejscem, doznaniem. Odczuwasz brak. Próbujesz go zaspokoić na różne sposoby. Brak pozostaje brakiem. Ulegasz POSZUKIWANIU. To bezpieczniejsze od GŁODU. On dominuje,  przejmuje kontrolę. Cięgle i ciągle występuje pragnienie akceptacji,  kochania,  posiadania,  rozumienia,  wiedzy, działania, bycia najlepszym,  niedoścignionym,  perfekcyjnym. I tak mija czas. Czynnik odmierzający przepływ ciebie przez ten świat. Biegniesz,  przystajesz, klękasz… by wstać. Rozrywa cię łkanie. Twoje własne? Niemożliwe! Słyszysz dziecko. To ty?! O matko! Co się dzieje?!!! Wchodzisz w etap WINY.  Kto mi to zrobił? Ja, on, ona,  świat,  Bóg!!! Tylu przeciw mnie! Ależ ja chciałem dobrze… czemu ktoś odebrał mi siebie?
Dostawać, dawać i zabierać, otrzymywać… Każdego dnia coś dostałeś,  ale również dałeś i zabrałeś. Dajesz uśmiech, dobre słowo,  ale czasami odbierasz komuś marzenie,  widzenie, interpretację, poprawność, moc,  tworzenie… Złodziej! Pozwoliłeś okraść siebie więc teraz ty okradasz,  odzierasz brata z jego tęsknot, pragnień,  czy potrzeb. Widzisz w nim bzdurę,  iluzję,  kłamstwo. Wkrada się lekceważenie. A w sobie, co widzisz? Strach spojrzeć w lustro. Boisz się siebie,  tego kim się stałeś. To nie ja – myślisz – to ktoś inny podszywa się pode mnie. Oddziela was morze łez,  niespełnionych marzeń,  nadziei, upadków, straconych miłości,  zawodów… I gdy tak leżysz w spazmie własnej małości, w umyśle ponownie przerabianych lekcji,  gdy rozważasz co mogłeś zrobić lepiej,  zanurzasz się jeszcze głębiej w bagnie przeszłości bez końca… Ty wiesz,  ty znasz odpowiedź: Nic nie mogłeś zrobić!!! Wszystkie zdarzenia,  momenty i upadki prowadziły ciebie do tego momentu,  do tej chwili. Cała zaszłość utworzyła ciebie takim po to, by obudzić cię na dnie siebie samego. By usłyszeć głos:
„Człowieku, na dnie leżący, mówię ci wstań! Nie stworzyłem Ja ciebie z garbem niemożliwego. Nie odciąłem ci Ja skrzydeł, dziecku swemu. Nie upodliłem i nie kazałem przepraszać za swoje kalectwo. Nie odebrałem Ci nic, co pierwej dałem. I nie widzę w tobie winy,  którą dziś czujesz. Dałem Ci Ja światło i światło widzę. Dałem ci Ja moc i moc czuję. Dałem ci Ja miłość,  wolność i godność Mojego Syna. Tyś jest przecie Nim. Spraw,  aby „nienazwane” stało się nazwanym,  by na powrót było niepojętym. Mówię ci wstań i zapłoń ogniem mojego Jestestwa. Masz godne pochodzenie i ukaż światu prawdę. Dałem Ci piękno samego Mnie. Tam zawarte jest wszystko co Światłem zwiecie. Ja płonę Gorejącym Ogniem Przeznaczenia. To ognień zmiany,  ogień przemiany, pole moich pragnień i dążeń. Wypal wszelkie małości,  niespełnienia,  rozczarowania. To nie twoje. Twoja jest ta zbroja,  miecz i chwała. Na ustach twoich dziś Moje/Twoje imię. Wypowiedz je i idź. Uczyń z niego Tarczę. Jej nikt nie pokona,  nie zmoże,  bom Ja ją uczynił. Rozpostrzyj skrzydła twego Ojca i leć. I już nigdy więcej nie uginaj się pod naporem „NieMoich” słów. Moje są piękne,  Moje budują i mocy dodają, Moje tworzą i w światło zbawienia zmieniają. Słysz co Moje,  ujrzyj co Moje i działaj jak Ja działam. A Ja daję i rozsiewam Ziarno Przypomnienia o pięknie,  dobru i miłości. Kto na mnie się powołuje,  a drugiemu godność odbiera, ten pod moim płaszczem się nie skryje. Musi ujrzeć prawdę o swojej niegodziwości, nieprawości i małości w świetle. Godni podają rękę i brata podnoszą,  do światła wiodą i o jego pięknie przypominają, z zapomnienia wyrywają,  ze snu budzą. Marność nad marnościami ten świat wypełniła,  a to kraina Bogów żywa. Pełna kwiecia,  owoców i dostatkiem napełniona,  na przyjęcie Króla Królów gotowa. Pokłoń się wszystkiemu co tu stworzone,  bo to Moją miłością wypełnione. Podążaj za mym głosem,  śpiewem ptaków,  wiatru powiewem i nie lękaj się o nic. Wszystko gotowe. Trwaj w wielkości i Ogniem Gorejącym świat wypełniaj. W nim moc samego źródła zawarta. Kody Nowego Początku rozsiewaj,  aby dzień przebudzenia przybliżyć. Tyś jest Moją ręką,  mocą i odrodzeniem. Spłyń na świat ukojeniem Gorejącego Światła,  aż dywan powstanie, po którym moje dzieci do mnie powrócą. Nie będzie litości dla czarnego smoka,  co ten świat przejął,  moje dzieci do upadku doprowadził i świat im odebrał. Wielogłowa hybryda zła już się nie podniesie. Łeb po łbie tracić będzie,  a wściekłość jego w niczym mu nie pomoże. Kto podnosi rękę na dzieło mojego stworzenia ten ją niechybnie straci. Już dość! Mówię,  wystarczy! Cierpienia moich dzieci odczuwam całym sobą. Słyszę,  widzę i czuję co one,  bo w nich się zawarłem. Stań się,  abym Ja się Stał! Tego pragnę dla ciebie synu,  dla twojego wybawienia i odrodzenia. Trwaj przy moim boku po wsze czasy,  a uraduje się serce moje. Wróć do mnie moje dziecię, bo sercu tęskno!”

„Odrodzony Synu Ojca Swego

Od zła Wybawionego

Na tronie u boku Najwyższego posadzonego

Ukoronowanego, przez Życie Wieczne Zbawionego

Ciebie dzisiaj w swych ramionach witam

Każdą cząstką się zachwycam

Sadzam Ciebie po mej Prawicy

Wybijam monetę w Boskiej Mennicy

Tam symbol połączenia utrwalon

Akt Bliskości pochwalon

Moc budzenia mu nadaję

Prawo i Prawdę zadaję

Nowy Ład i Porządek głoszę

Sprawiedliwych na chwałę wynoszę

Pieczętuję i uświęcam ten znak

Aby Światłem wypełniał jego brak

Kompletny każdy w doskonałości być musi

Tylko tak czerń zła w sobie zdusi

Zapłoń Ogniem Połączenia

Gorejącym Światłem Zbawienia

Rozdaj święty ogień całemu światu

Niech zaiskrzy w sercu twemu bratu

Wzór połączenia pomnożony w wielości

Jest potwierdzeniem mojej wielkości

Pieczęć połączenie początku i końca zawiera

I drzwi tajne do mojego świata otwiera

Tu dziateczki skryć się mogą

Przed ciemności podłą pożogą

Nagięcie niemożliwego dla Syna jest proste

Czystym, krystalicznym do mnie pomostem

Synu wykonaj dla mnie to dzieło

By Nowe Życie się rozpoczęło

Wedle mnie, Boga Ojca Wszystkości

Który stworzył wszystko w bezkresie miłości”

Symbol w przygotowaniu. Pokażę go na pozwolenie Prowadzącego.