Muzyka

Muzyka

Piotr Paduszyński

paduszynskipiotr@gmail.com

Kochani polecam wam młodego artystę, twórcę muzyki emocjonalnej, który postanowił w ten sposób oddać się kreacji i wyrażać siebie. Poniżej podaję linki do stron, na których możecie posłuchać jego muzyki. Piotr jest otwartym człowiekiem więc nie krępujcie się składać mu propozycji wspólnej artystycznej podróży.

Tutaj możesz posłuchać jednego z pięknych utworów:

Piotr Paduszyński – Twilight Sleep

Subskrybuj kanał Piotra:

A może wolisz słuchać na Spotify

Wyspa Miłości

Wyspa Miłości

Po raz kolejny podzielę się z wami wrażeniami z moich pozaziemskich wypraw, z próby penetracji światów energetycznych. Tym razem będzie to spotkanie z inną cywilizacją, która wibruje wymiarem 12. Przypomnę, że człowiek jest zamknięty w 4 podstawowych wymiarach. Ten kto zaczyna się rozwijać poprzez budowanie w sobie światła, odbudowuje swoje człowieczeństwo – wkracza w wyższe wymiary energetyczne od poziomu 5 do 8. Od 9 rozpoczyna się świat duchowy. Spotkanie było dla mnie zaskakujące i niezwykle wzruszające (płakałam jak bóbr).

Oto moje przeżycia:

„Wyspa Miłości zeszła do mnie do domu. Tego, co przeżyłam nigdy nie zapomnę. Po zamknięciu oczu i ustawieniu, przerzuciło mnie nagle do pokoju moich małych córek, które już spały. W rogu pokoju, na przeciw wejścia stała piękna, świetlista postać. Szaty, ciało, oczy, wszystko było skąpane w gęstym, białym świetle z nutami błękitu. Wskazała dłonią na moje dzieci w zapytaniu, czy może. Powiedziałam: proszę. Wówczas podeszła do starszej córki i zaczęła w jej powłoce energetycznej wyrysowywać kształty, symbole. Przypominało to koła, tryby jakiegoś klucza – zamku. (Podobne do znaków z filmu, które kreślił Dr. Strange). Wiedziałam, że każdy okrąg jest na innym poziomie wymiaru, bo przez chwilę widziałam przekrój 3D. Jedne z okręgów były domknięte, pełne, inne wyraźnie z częściową luką, a pomiędzy okręgami symbole, wibrujące kwadraty. Mogły poruszać się w dowolnym kierunku, zarówno prawo-lewo, jak i góra-dół. Kombinacji było wiele i nie były przypadkowe. Klucz wniknął w moją córkę na wysokości głowy, szyi i górnej części klatki. Podobnie ISTOTA zrobiła z młodszą córką, choć klucz wyraźnie się różnił i wniknął na poziomie klatki, aż do dolnej części brzucha. Podeszła do mnie i na mnie również założyła znaki na poziomie głowy jak u starszej córki. Widziałam ją z bliska. Bez włosów (co nie odbierało jej urody), w długich szatach, z pięknymi świecącymi energią oczami. Bił od niej blask, spokój i oddanie. Przypisałam jej płeć kobiety, ale równie dobrze mogła być androgeniczna. Dostojna, majestatyczna, po prostu piękna. Nie znajduję innych słów, aby ją opisać.

Przed samą modlitwą poprosiłam Ojca o pomoc w rozwiązaniu moich spraw. I wtedy zeszła ONA. Podziękowałam i w pośpiechu podążyłam za modlitwą ku Wyspie Miłości. Istotne jednak nie było to, co tam przeżyłam, ale to, co wydarzyło się TU. Ale tego wówczas nie wiedziałam.

 Rano, gdy mąż poszedł do pracy, a dziewczynki spały,  zobaczyłam ją w drzwiach pokoju. Nie miała już świetlistych oczu, raczej ciemne, zgaszone. Podeszła do mnie siedzącej na rogówce, uklęknęła przede mną, położyła głowę na moich kolanach i odeszła. Umarła!!! Jakby jej życiowe baterie wyczerpały się. Złapałam ją, chciałam położyć. Nie wiedziałam co robić, bo sytuacja mnie zaskoczyła. Jednak z góry zeszły podobne do niej istoty, które ją zabrały. Powiedziałam tylko, że nie chciałam tego, że bardzo mi przykro. Istota odpowiedziała, że niepotrzebnie. Oni nie boją się odchodzić, nie towarzyszy im strach ani żal. Wibracja naszych przestrzeni jest dla nich zabójcza. Ona wiedziała co robi pozostając tutaj. A jednak przyszła, aby ze mną pobyć, na krótko, jedną noc.

Gdy to piszę nie umiem powstrzymać łez. Serce się zaciska w żalu nad ludzką małością. Nie wiemy czym jest miłość, nie potrafimy dawać, nie potrafimy odczuwać jedności ze Wszystkością. Żyjemy płytko ograniczając się do BRAKÓW i POTRZEB. My – duchowi zwyrodnialcy, tępi w pojmowaniu i widzeniu istoty rzeczy. Mówimy o miłości, ale nie mamy pojęcia, co to takiego.

Ktoś powie: POŚWIĘCENIE. Ale ja wiem, że to nie to. Tej istocie nie przyszłoby do głowy ocenić to w ten sposób. Ona w swej skromności nie szukałaby pompatycznych, wynoszących określeń. Usłyszała mnie i po prostu przyszła. Zrobiła co mogła, dała co mogła i odeszła. Świat zupełnie innych wartości niż nasz zszedł do mnie, aby pokazać, że to, co uważam za BRAK w obliczu TEGO jest NICZYM.

Wstyd mi za siebie, za całą naszą ziemską ludzkość. Poczułam pragnienie życia w tamtym świecie, ale drzwi dla mnie pozostają zamknięte, mimo, że uchyliły się na moment. Nie chcę tu być. Nie chcę żyć płytko, w ograniczeniu przez własną niedoskonałość. Nie wiem, co Bóg w nas widzi… Inne światy wyższe są zamknięte dla takich jak my. Jedna brama jest nieustannie otwarta: SERCE. Jeśli przez nią przejdziemy, wszystko co jest zawarte w Ojcu otworzy się dla nas. Ucieczka stąd wiedzie więc tylko przez jeden, wąski przesmyk, który przepuści jedynie pierwotny zarys nas samych – bez ludzkich słabości, mroków zwodniczego umysłu, bólu, cierpienia i chamstwa. Musimy porzucić ludzką małość, tępotę duchową i wszelkie ograniczenia fizyczne. Tacy nadzy, tacy mali, tacy niewinni zmieścimy się w świetle własnego serca, w uchu igielnym, w wąskim paśmie boskiego światła.

Nie zgromadziłam jeszcze wystarczającej ilości miłości do siebie i świata, ni mądrości i zrozumienia, by móc kroczyć drogą wiodącą do tej krainy. Pojęłam swoją małość i potrzebę pracy nad sobą, nad doskonałością. Tęsknota duszy za tym miejscem jest nieustanna i to ona nie pozwala mi spocząć, zatrzymać się w zaprogramowanym robocie. Otworzyć serce najszerzej jak się da, chłonąć życie, drugiego człowieka, zatopić się w radosnym tańcu namiętności, patrzeć na ten świat oczami jego konstruktora, z miłością, pasją, w kreatywnym porywie tworzenia – podpowiedzi nieustannie do mnie schodzą. ODZYSKAĆ SKRZYDŁA!



Odniesienie źródłowe: Z.J. Popko „Wyspa Miłości”

PIERWOWZÓR

PIERWOWZÓR

Wszystko we wszechświecie ma swój pierwotny wzorzec. Ziemia jest odbiciem Raju w najniższych wibracyjnych poziomach. Eden jest wyższym odpowiednikiem Ziemi, a niższym Raju (środek) umieszczonym w 8 wymiarze energetycznym i jest najbardziej zbliżony do pierwowzoru.  Raj rozpościera się wymiarach duchowych 9+ i ku niemu zmierzamy po drodze zaliczając Eden. (Pamiętajcie – Jak na Górze, tak i na Dole).

Pierwowzór człowieka to Adam i Ewa, którym Bóg podarował Raj. Zeszli tu na ziemię, aby doświadczać życia poprzez fizyczne zmysły: smaku, węchu itd. oraz emocje. W tej medytacji możecie odwołać się do swojego pierwowzoru, odszukać go, zakodować w DNA, aby łatwiej było ukształtować siebie, wzmocnić i zapisać wspomnienie o samym sobie. Poniżej moje doświadczenie.

KOMNATA  WZORCÓW

Ta modlitwa pozwoliła mi zrobić kolejny krok w poznaniu siebie i mechanizmu wyższych zależności. Znalazłam się w piramidzie (pełniącej funkcję SPA i hotelu). W recepcji dostałam kluczyk z symbolem przypominającym cyfrę 9. Obsługa to były istoty człekokształtne z kocią twarzą i uszami. Przeszłam do pomieszczenia, w którym ta kocia istota szorowała mnie szrobrem maczanym w wiadrze z uzdrawiającą cieczą. W rogu stała ciemna postać (przypominająca Batmana). Wiedziałam, że to Pan Bożych Zastępów, który pochodzi spoza naszej rzeczywistości (Nicości), która jest składową czarnych kryształków.

Po wyszorowaniu stałam się świetlista, o błękitnawej poświacie. Ubrana w  szlafrok weszłam do windy, która powiodła mnie ku górze. Po otwarciu drzwi windy zobaczyłam piękny świat, z  roślinnością zbliżoną do ziemskiej. Teraz wiem, że Ziemia to namiastka tej krainy. Wróciłam!!! Poleciałam w niebo. Byłam złota. Skrzydła miałam ogromne, piękne, pióra wirowały na wietrze i złociły się w słońcu. Oto mój świat! Oto mój dom!

Spotkałam przyjaciół – zwierzęta. Każdy nasz wzajemny dotyk tworzył iskry, które wynikały w białe lustro (patrz poniżej). Stanęłam na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na dolinę pełną roślinności i zwierząt. Przypominał klimat afrykański. Podbiegła do mnie czarna pantera i przywitała się jak z dawno niewidzianym przyjacielem. Jej zielone oczy były świetliste, szczere i oddane. Nasze ciała momentami zatapiały się w sobie i przenikały wzajemnie – następowała wymiana DNA. Z tej wymiany powstawały iskry, które unosiły się i wnikały w Białe Lustro zawierzone po prawej stronie sklepienia nieba. Po lewej powinno znajdować się czarne lustro rzeczywistości, ale go nie było. Wiedziałam jednak, że mimo tego jest mi przypisane.

 (Przypomnę, że Czarne Lustro Rzeczywistości to nasze negatywne wspomnienia, doświadczenia, zapętlenia w czasie i przestrzeni. W nim budujemy swoją negatywną przyszłość poprzez niewłaściwy wzorzec myśli, oceny i czarnowidztwo. Nasze nawyki i uzależnienia od negatywu sprawiają, że tworzymy wizje czarnego jutra. Po prawej stronie znajduje się Białe Lustro Rzeczywistości, w którym zawarte są nasze najpiękniejsze wspomnienia, szczęścia, radości, miłości, nasze marzenia, dążenia i sukcesy. W nim zawarte jest nasze białe jutro, jasny świt. Im więcej marzymy, im więcej budujemy pozytywnych rozwiązań tym lepsze jutro na nas czeka. Bóg jest zawarty w tej rzeczywistości, gdyżnie chce doświadczać goryczy i upadku człowieka, a jedynie radować się jego wielkością. Zdecyduj, w które lustro chcesz patrzeć, które ma cię wspierać… Oba lustra są przypisane ziemi w tym wymiarze i poddawani jesteśmy im ich siłom)

Ponownie wzbiłam się w niebo. Z góry zobaczyłam czarny las. Weszłam do niego. Zewsząd widziałam świecące oczy zwierząt. Czułam spokój, bo ta ciemność była inna, nie tworzyła napięcia. Zawołałam te zwierzęta i podążyły za mną ku dolinie, słonecznej równinie.

Nie miałam płci, choć nie wiedzieć czemu czułam się Adamem. Pod wielkim, rozłożystym drzewem spotkałam Ewę, która była dokładnie taka jak ja. Ten umowny podział między nami dotyczył zadań, a nie wyglądu. Byliśmy dla siebie wszystkim, siostrą, bratem, kochankami, rodzicami, dziećmi…. Tworzyliśmy Jednię. Zapragnęliśmy czegoś więcej niż podniebnych lotów, tańca i śpiewu – chcieliśmy TWORZYĆ! Usiedliśmy na skraju przepaści, która w dole przypominała kosmos i na zawieszonej w przestrzeni makiecie stawialiśmy ludziki zrobione przez nas z liści i patyków. Ożywialiśmy je własnym oddechem, co powodowało powstanie iskry, która wnikała w białe lustro.

Zostałam sama. JA Adam zaczęłam tworzyć coś dla siebie: pigułkę – ampułkę na energetyczną przebudowę, przemianę. W przeźroczystej obudowie wirowały energie bieli, czerwieni i błękitu. Wrzuciłam ją w białe  lustro. Zwinęłam „linę ratowniczą”(takie słowo przyszło), która również trafiła do lustra. Wiem, że zrobiłam wówczas jeszcze inne rzeczy (potężne artefakty), które nadal czekają na odpowiedni moment, aby po  nie sięgnąć.

I nagle skoczyłam w dół, w kosmiczną przepaść. Odpadły mi skrzydła, straciłam  pokrywające mnie złoto. Było ciemno, zimno, strasznie. Spadałam bez końca. I niespodziewanie obudziłam się w niemowlęciu, a zaraz potem usiadłam wyrwana ze snu na łóżku jako 3 latka. (Pamiętam moje sny jako dziecko, które w okresie od 3 do 5 roku życia śniło, że spada bez końca, aż się budziło siadając na łóżku). Zobaczyłam białe półki ze świetlistymi rzeczami Najbliżej znajdowała się ampułka na przebudowę i lina ratownicza. Wzięłam i połknęłam tabletkę, a linę kurczowo trzymałam.

Ponownie świadomość przerzuciła mnie do „tu i teraz”i zobaczyłam, że pęka we mnie ampułka uwalniając trójbarwną energię, a lina rozwinęła się ku górze znikając w chmurach. I znowu zmiana czasu i wymiaru.

Wróciłam do pierwotnej krainy Adama. Siedziałam obok Jezusa, w dolinie. Przyglądaliśmy się zwierzętom. Jezus zapytał z uśmiechem kierując twarz do mnie (sprawiał wrażenie rozbawionego):

– Jak było?

– Ciężko – odpowiadam

– Warto było? – ponownie zapytał Jezus

– Tak, ale tęskniłam za tobą

– Niepotrzebnie. Jestem we wszystkim i wszędzie zawarty

– Ojcze, świadomość, że nie ma gdzie wracać, że nie ma takiego miejsca jak TO, TAM (na ziemi) jest straszna. Odczuwa się pustkę – próbowałam wyjaśnić

– W pustce też Jestem. Jestem nawet w tym, czego nie ma. Bo ten BRAK również  stworzyłem. To przestrzeń, która jest mną wypełniona.

Nagle to co było Nim zmieniło się w czarną przestrzeń, z której wysunęły się czarne skrzydła i objęły mnie. Był to Syn Boży. Odczułam Jego radość, a w sobie oprócz zaskoczenia błogość.

Zachęcam do poszukiwania własnego pierwowzoru. To niezbędne dla każdego kto chce wzrastać, przebudowywać się odzyskać swoją doskonałość i wielkość. To wejście w przestrzeń cudów.

I zrozumiałam jeszcze jedno, że tylko tkając białe jutro będę wstanie korzystać z możliwości przebudowy mojej istoty ludzkiej.  Życie pozytywem przyszłości utrzyma mnie w Białym Lustrze Rzeczywistości, które zawiera mój sukces – powrót do DOMU! Muszę kroczyć po śladach własnej doskonałości.

Medytacja śmierci

Medytacja śmierci

Śmierć, której tak się boimy, to energia, moc, siła. Jest ukierunkowana, konkretna, ale nie jest zła. ŚMIERĆ istnieje na wiele sposobów i nie dotyczy tylko końca ciała fizycznego. Można doświadczyć śmierci przekonań, idei, związków oraz energetycznych końców samych siebie. Śmierć to przede wszystkim transformacja. Czasami, aby zrobić ewolucyjny krok musimy „uśmiercić – transformować” stare, by mogło stać się nowym.

Gdybyśmy nie umierali wielokrotnie, nie robilibyśmy postępów we własnej ewolucji na poziomie energetycznym i duchowym. Śmierć gwarantuje nam rozwój! Każda nowość, postęp jest uśmierceniem nas z przeszłości, nas starych, niedoskonałych – jest pogrzebaniem niepotrzebnych nawyków i  wzorców.

Można pokusić się o przejęcie sterów w życiu obecnym „tu i teraz” pod warunkiem, że jesteśmy gotowi na odrzucenie swojej dotychczasowej niedoskonałej energetycznej warstwy. Zmiany mogą zajść tak daleko, jak mocno jesteście ugruntowani w człowieczeństwie, czyli w pokochaniu siebie i innych oraz wybaczeniu sobie i innym. Dokonać tego można w takim miejscu jak TERAŹNIEJSZOŚĆ.

Wyobraźcie sobie czas jako rzekę, która płynie wartkim nurtem. A teraz zobaczcie siebie w ogromnym, szklanym naczyniu zanurzonych w tej rzece. Powiedzmy, że obserwujecie przepływ czasu – zdarzeń, czyli nurtu z lewej do prawej, z przeszłości ku przyszłości. Wy, będący w naczyniu, znajdujecie się w teraźniejszości. Jedyne co możecie robić to obserwować. Niedobrze jest żyć przeszłością, ale niezakotwiczona przyszłość też nie gwarantuje sukcesu spełnienia – bo przyszłość nie istnieje. Przyszłość dzieje się DZIŚ, tu i teraz.

Ukochajcie śmierć z całych sił. Unoście się z nią w tańcu pełnym pasji i namiętności, bo to jest wielki sprzymierzeniec człowieka w ciągłej przebudowie i transformacji. Nasza planeta zapewnia swoim mieszkańcom nieustanną zmianę. Przyroda pięknie to odzwierciedla: od wiosny (odrodzenia) poprzez lato (rozkwit), jesień (umieranie) i zimę (ciszę). Umieranie i odradzanie trwa w małych i wielkich przełomach czasu: od codziennych zmian upodobań, czy charakteru po modyfikację siebie w dziesięcioleciach. Przechodzimy te procesy od zawsze, aby mieć możliwość doświadczania, uczenia się. Pamiętajcie, że możemy ten proces przechodzić po ciemnej stronie jak i jasnej. Zadbajcie o to, by jak najwięcej światła w was było, aby to pierwotna siła stwórcza kodowała  nowe wzorce, bo tylko ona z lekkością i miłością, w poszanowaniu wolnej woli poprowadzi was ku doskonałości.

Na gruzowisku własnych kości zbudujcie siebie silnych, wolnych i odważnych, po to, by po chwili i z tego uczynić zgliszcza siebie niewystarczająco dobrych i mocnych. Szczebel po szczeblu wpinajcie się podążając ku pierwowzorowi: Złotemu Człowiekowi Adamowi. Wszystko jest etapem, momentem, chwilą, iskrą, która zapisuje się jako doświadczenie w Księdze Życia.

Czy wobec świadomości istnienia tego procesu ma sens przyzwyczajanie się do ludzi, miejsc, sytuacji, wyglądu ciała, materii? I co gorsza, warunkowanie swojego szczęścia od tego?

W medytacji modyfikujecie siebie pod kątem bycia lepszym i odrzucacie siebie starego, niedoskonałego. Jest to działanie w niedziałaniu. Silne i szybkie. Poniżej prezentuję wam moje doświadczenie z tej medytacji:  

Ponieważ ciężko mi było umieścić siebie w przestrzeni TU I TERAZ, poprosiłam siły duchowe o prowadzenie. Od razu przyszli: Jezus, świetlisto-biały z niebieskimi i granatowymi akcentami, który złapał mnie za lewą rękę oraz  istota z prawej, znana jako Budda, mieniący się bielą i złotem. Obaj trzymali mnie za ręce i szliśmy przez kosmiczny krajobraz. Czasami migały panoramy jakiś miast. Szliśmy dość szybko, aż gwiazdy swoim światłem utworzyły linie.

Nagle zatrzymaliśmy się i usiedliśmy w trójkącie w odległości 1m jeden od drugiego. Jezus narysował klepsydrę, a w niej, w samym zwężeniu kropkę. — Tu jesteśmy. W ziarnie piasku zatrzymanym w czasie, pomiędzy było, a będzie.

Budda nic nie mówił tylko wyciągnął obie dłonie wnętrzem do góry, z których popłynęło światło łączące jego dłonie łukiem. Ja i Jezus zrobiliśmy to samo. Światło było szybko przepływającymi kręgami po torze ruchu. Po czym każde z nas skrzyżowało ręce przed sobą (prawa ręka na górze, lewa pod nią) układając dłonie wnętrzem na zewnątrz. Wówczas wypływające z dłoni światło połączyło nas. Światło mojej lewej ręki połączyło się ze światłem prawej dłoni Buddy, światło jego lewej ręki połączyło się ze światłem prawej dłoni Jezusa, by jego światło lewej dłoni pobiegło i połączyło się z moim z prawej dłoni. Natomiast moja prawa dłoń skierowana ku Jezusowi analogicznie połączyła się z jego lewą dłonią itd.  

Pokazali mi to w formie schematu : trójkąt z pętelkami w rogach (od skrzyżowanych rąk), skierowany jednym kątem- rogiem w dół (czyli Ja). Usłyszałam:

– ENERGIA I MOC SCHODZĄCA.

Powstało energetyczne połączenie między nami. W środek naszego trójkąta zeszło światło, które wyłoniło kryształ. Kryształ wyświetlił mnie: hologram. Jezus powiedział:

–  ZMIENIAJ.

W sumie, to na początku nie miałam pomysłu na zmiany. Wiecie, taka ludzka natura, że narzekać łatwo, a jak trzeba coś zmienić to „zatkało kakao”.

Otrząsnęłam się i powprowadzałam zmiany w sobie. Kryształ wyświetlił każdą zmianę. Zapytałam czy to już, a Jezus powiedział, że zmiany zaszły w 70%, ponieważ za mało siebie kocham. Wtedy pokazał mi moment, gdy się urodziłam. Byłam upragniona przez mamę, jej miłość uświadomiła mi, że jestem cudem dla niej i dla świata (nie mogła mieć dzieci i długo się starała, aż wymodliła cud). No i JESTEM. Natępnie musiałam jeszcze sobie wybaczyć. Wzięłam siebie, noworodka, na ręce  i powiedziałam :

– Wybaczam sobie wszystko to, co uczynione przeze mnie przeciw prawu Ojca było, jest i będzie, gdyż tylko ON jest jedynym Prawem.

I dopiero wtedy Jezus poważnym głosem powiedział :

– ZASIEWAM I DAJĘ – odpowiedziałam:

– A JA BIORĘ – po czym we troje powiedzieliśmy

– NA ŚWIADECTWO PRAWDY I ŻYCIA WIECZNEGO (nie pytajcie mnie skąd wiedziałam, co mam mówić). Po czym słyszałam jeszcze :

– PRZYMIERZE DUCHA I MATERII, PRZEJAW ŻYCIA I ŚMIERCI, JEDNOŚĆ.

              Jezus pokazał mi jeszcze ziarno życia spoza rzeczywistości, które było energetycznym okręgiem, w którym została zawarta wszystkość. Z tego koła zaczęły wyłaniać się inne energetyczne koła, które wpuszczane w ruch utworzyły świetlistą kulę. Okręgi obracały się tak szybko, że kula, czyli ziarno życia zniknęło. Życia nie widać w swej pierwotnej formie, a jednak istnieje. Jesteśmy jego świadectwem.

Wyprowadził mnie Jezus w przestrzeń, coś w rodzaju kosmosu, ale tu wszystko było bardziej energetyczne. Poruszyłam głową w lewo i dostałam podpowiedź, że tu mój ruch głowy trwał tysiące lat, ale tam gdzie nie ma czasu, nikt się nim nie przejmuje.

Miałam jeszcze inne podpowiadające sceny, czasami po pięć jednocześnie, ale nie sposób tego opisać.

Schemat trójkąta z pętelkami i kółkiem w środku wygląda jak powyżej. To moja przestrzeń teraźniejszości zatrzymana w „międzyczasowymiarze”. Wygląda jak kobiece łono z ziarnem. Cudowne.

Jezus mi powiedział :

– Zmieniaj, bo wszystko, co zmieniasz już zostało zmienione

I to jest właśnie „działanie w niedziałaniu”. Wystarczy intencja, szczera chęć, by zmienić chore w zdrowe, nieszczęście w szczęście.